L.A. było, jest i zawsze
będzie jedną z tych metropolii, które są przez wszystkich
podziwiane nie tylko pod względem turystycznym ale także i pod
względem modowym. Och, tutaj aż roiło się od wielkich centrum
handlowych, ikon stylu i co najważniejsze hollywoodzkich gwiazd,
które tym wszystkim „kierowały”. W końcu czymże byłby świat
bez ludzi, którzy idealnie umieli sprzedawać styl i kreować
własny, za którego głosem szły setki, tysiące, a nawet miliony
zainteresowanych kupców? W ten sposób świat się kręcił i
wszyscy byli cholernie szczęśliwi. A przecież nikt by nie chciał
w wielkim świecie zostać określonym mianem bezguścia, prawda?
Jedną z osób, które
lubiły się bawić modą była jasnowłosa Yasmine. O tak,
niebieskooka potrafiła z nawet najzwyklejsze ubrania dobrać tak, że
inni mogli tylko pozazdrościć jej gustu czy też tak zwanego smaku.
Moda ma naprawdę wielu wysłanników, a o większości nawet świat
nigdy nie słyszał. Zadziwiające, nieprawdaż?
Tego dnia niebieskooka
miała zamiar wybrać się do jednego z ulubionych centrum w samym
środku słonecznego kalifornijskiego miasta. Jak praktycznie każda
kobieta lubiła zakupy. Czuła się na nich jak hmm... ryba w wodzie.
Tak, to doskonałe porównanie.
Złote wskazówki
ściennego zegara w kuchni wskazywały godzinę 13:00. Był wtorek.
Jasnowłosa stała przy elektrycznej kuchence i postawiła na
rozgrzany palnik niewielkich rozmiarów nowoczesny czajnik. Odwróciła
się na pięcie po czym podeszła do drewnianej ciemnej szafki
wiszącej na ścianie i wyjęła z niej swój ulubiony porcelanowy
kubek oraz opakowanie z rozpuszczalną kawą. Cóż, tak niewiele
potrzebował człowiek do odrobiny szczęścia. Wystarczyła tylko
kawa i odrobinę chwili dla samego siebie. Każdy mógł mieć takie
swoje, małe, prywatne, siódme niebo. Niebieskooka Yasmine
rozleniwionym ruchem oparła swoje ciało o chłodny blat kuchenny.
Gdy jej ciepła, aksamitna skóra zetknęła się z kamiennym blatem
poczuła jak przez ciało przeszły ciarki, jednak bardzo szybko
przyzwyczaiła się do nieprzyjemnie zimnego mebla. Swoje lazurowe
oczy wbiła w czajnik z gotującą się wodą. Patrząc beznamiętnie
na odbijającą się swoją sylwetkę w naczyniu nawet nie
zorientowała się, że telefon, który znajdował się w salonie
zaczął o sobie przypominać. A raczej ktoś nie
ubłagalnie zaczął się dobijać przerywając tym samym letarg
kobiety. Szybko obudziła się z transu i pobiegła w stronę
salonu byleby zdążyć odebrać połączenie. Na wyświetlaczu
widniały doskonale jej znane trzy litery alfabetu. W końcu kto inny
mógłby się tak dobijać, prawda? Ach, Ci faceci.
Tom.
Przewróciła
teatralnie oczami po czym przygryzła pełną, zaróżowioną dolną
wargę. Jednak słysząc nieustającą melodię, która wydobywała
się z najnowszego modelu iPhona odebrała połączenie przystawiając
aparat do prawego ucha. Gdy tylko nacisnęła zielona słuchawkę
usłyszała cholernie pociągający i męski głos, który należał
do gitarzysty. Och, ile by dała żeby móc słyszeć ten głos non
stop. Nigdy jej się nie znudzi... Nie ma mowy. Był zbyt seksowny,
pociągający, z odrobiną chrypki, którą gdy tylko słyszał
odchrząkiwał niezdarnie, a jednak w dalszym ciągu cholernie
pociągająco. Kaulitz, cały Kaulitz. Jego niski baryton
doprowadzał ją do kurewsko przyjemnych dreszczy, które jak na
złość przechodziły przez calusieńki kręgosłup od dołu do
góry. Och, gdyby tylko wiedział... Na pewno wie... Czego to domysły
nie zdziałają, nie?
- No
w końcu! - odparł lekko poddenerwowany muzyk gestykulując żywo
wolną ręką. - Już myślałem, że się nie doczekam...
- Przecież odebrałam. -
odparła rozbawiona dziewczyna uśmiechając się rozkosznie sama do
siebie. Po chwili legła z małym hukiem na fotel, a palcem
wskazującym lewej dłoni bawiła się niezdarnie kosmykami swoich
jasnych, długich włosów.
- Mam niespodziankę. -
zaczął niezwykle tajemniczo Kaulitz z małą chrypą w głosie.
Słysząc ją odchrząknął starając się jej pozbyć. No tak,
przecież kto jak kto, ale On nie potrafi się powstrzymać przed
czymkolwiek. A już zwłaszcza przed ukryciem niespodzianek...
- Słucham? -
niebieskooka zdziwiła się otwierając nieco szerzej swoje duże,
lazurowe oczy.
- Dobrze słyszałaś
Yas. Mam niespodziankę. - zaśmiał się Tom. Dziewczyna była
niemal pewna, że w tym momencie uśmiechnął się triumfalnie i
zarazem cwaniacko. Zawsze jego uśmiech przybierał taki charakter
gdy wiedział, że dopiął swego lub osiągnął upragniony cel. W
tym wypadku celem była Yasmine Vogel.
- Mógłbyś zdradzić
jakiś szczegół... - odparła zaczepnie mając nadzieję, że muzyk
da się namówić na zdradzenie sekretu, a raczej owej niespodzianki.
- Ani mi się śni Yas.
Zresztą... sama się przekonasz niedługo. - rzekł hardo nie
zwracając najmniejszej uwagi na prośby dziewczyny. - Przyjadę dziś
do Ciebie. - dodał. - Wieczorem.
- Ty tylko wieczorami do
mnie wpadasz, Tom. - odparła pretensjonalnie Yasmine odginając
głowę do tyłu. Jej gęste włosy kaskadami „pomaszerowały”
tuż za ruchem głowy. Niebieskie oczy dziewczyny wpatrywały się
intensywnie w śnieżnobiały sufit salonu. Zaciekawiona czekała na
komentarz starszego Kaulitza. Jego riposty i żarty zawsze ją
bawiły. Tu musiała przyznać. Ten mężczyzna miał ogromne
poczucie humoru jak i wyolbrzymione ego. No ale co to by było gdyby
wszyscy go opisywali w samych superlatywach? Zresztą pomimo tych
wad, których miał zdecydowanie więcej niż cech i tak czy siak
opisywali go jako tego „lepszego”.
- Lubię ostry seks
wieczorem, przecież wiesz. - głos gitarzysty w tym momencie
przybrał charakter jeszcze bardziej pociągającego i seksownego, a
dziewczyna słysząc to przymknęła powieki uśmiechając się
delikatnie na wspomnienie wspólnych chwil z Kaulitzem.
- Yhyyym. - mruknęła
niczym kotka na co muzyk uśmiechnął się frywolnie, a po chwili
roześmiał do telefonu. Taaak, doskonale zdawał sobie sprawę jak
działał na kobiety. Wystarczyło słowo, gest, cokolwiek, by były
na każde jego skinienie i żądanie. One wręcz same wpychały się
do jego łóżka. A raczej jego spodni... Bądź co bądź jego
„sprzęt” dawał niezapomniane emocje nie tylko w rzeczywistości
ale i w wyobrażeniach. I tym nikt nie był zaskoczony.
- Tobie tylko seks w
głowie, Tom. - zażartowała.
- I to we mnie lubisz.
t e g o s a m e g o
d n i a, w i e c z o r e m
22:42,
22:49,
22:57. Znudzonym
wzrokiem spoglądała na wyświetlacz telefonu. Czas dłużył się
nieubłaganie, a gitarzysta nie zjawiał się, ani nie dawał
jakiegokolwiek znaku. Może zapadł się pod ziemię? Nieee. Mało
prawdopodobne. Siedząc w kuchni z opartymi dłońmi na blacie
zerknęła w stronę kilku markowych torebek z nowo zakupionymi
ubraniami. Tak, dzisiejszy wypad do centrum zdecydowanie się udał i
poprawił jej samopoczucie. Teraz brakowało do tego wszystkiego
Kaulitza, który rozpalił by ją do granic możliwości. Odchyliła
do tyłu głowę po czym wprawiła ją w ruch zataczając nią koła.
Powtórzyła tą czynność kilka razy przymykając jednocześnie
znużone powieki. Nagle telefon dziewczyny zaczął wibrować na
ciemnym blacie. Mimowolnie spuściła głowę i spojrzała na
urządzenie.
-
Tak?
-
Zbieraj się. - po drugiej stronie połączenia usłyszała spokojny
głos muzyka.
- Co?
- jasnowłosa zdziwiła się. Przecież wyraźnie mówił, że to On
do niej przyjedzie. Czyżby słuch ją zmylił?
-
Zbieraj się. - powtórzył gitarzysta. - Czekam przed Twoim domem w
samochodzie. - rozłączył się.
Czyżby to była ta niespodzianka, o której wspominał wcześniej? Cholernie ją ciekawiło co brązowooki mógł wymyślić. W końcu z nim nigdynic nie wiadomo... W mgnieniu oka stanęła przed lustrem, które wisiało w holu po czym ogarnęła swoją sylwetkę wzrokiem w odbiciu lustrzanym. Na sobie miała ciemne krótkie spodenki z wysokim stanem i zwykłą obcisłą bokserkę w kolorze pastelowej brzoskwini. Chwyciwszy w dłonie czarną skórzaną kurtkę na 3/4 rękawek sięgającą żeber z ćwiekami na ramionach wyszła z mieszkania. Szybko pojawiłasię przed domem. Tak jak gitarzysta mówił. Sportowe Audi stało tuż przed nią, a za jego kierownicą siedział nie kto inny jak Tom Kaulitz. Uśmiechnęła się pod nosem po czym w pod skokach znalazła się tuż obok samochodu. Po chwili siedziała w środku witając sięz mężczyzną.
-Komu w drogę temu czas. - odparł swobodnie gitarzysta niemieckiego zespołu gdy tylko z powrotem usiadł prosto w czarnym, skórzanym fotelu kierowcy dwu osobowego samochodu. Odpalił z warkotem silnik i wcisnął gwałtownie pedał gazu. O tak, na pewno obudził mieszkańców owego osiedla rykiem sportowego silnika.
-Dokąd jedziemy? - spytała zaciekawiona niebieskooka spoglądając wstronę towarzysza. W końcu w dalszym ciągu nie znała chociażby najmniejszego szczegółu z planu chłopaka. - Tom?
Prawy kącik ust muzyka uniósł się charakterystycznie do góry, a najego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Po chwili odwrócił głowę w stronę siedzącej tuż obok jasnowłosej Yasmine i puścił jej tak zwane kocie oczko.
*
Samochód gitarzysty zatrzymał się na samym czubku słynnych wzgórz, na których widniał ogromny napis „Hollywood”. Dziewczyna widząc calusieńką panoramę Los Angeles pogrążonego we śnie uśmiechnęła się wesoło jednocześnie wpatrując się w ten wspaniały, magiczny widok. Muzyk zgasił samochód i wyjął kluczyki ze stacyjki. Pochwili stali twardo nogami na wzgórzu patrząc tuż przed siebie.Kaulitz widząc zachwyconą niebieskooką uśmiechnął się triumfalnie.
-Wiedziałem, że Ci się spodoba. - odparł pewnie. - Chodź. -wyciągnął w stronę dziewczyny prawą dłoń. Ta, pochwyciła ją,by Tom mógł swobodnie poprowadzić Yasmine w dowolne miejsce.
Szybko znaleźli się tuż pod wysokim, metalowym ogrodzeniem, które oddzielało od słynnego hollywoodzkiego napisu. Gitarzysta pochwili namysłu uśmiechnął się zadziornie i spojrzał w stronę towarzyszki. Tuż po chwili zwinnie i szybko wspiął się naogrodzenie, a siedząc na samej górze zawołał dziewczynę bypodążyła za nim.
-Zwariowałeś?! - krzyknęła oburzona. - Złaź stamtąd Kaulitz! Nojuż! - jednak słysząc jedynie śmiech mężczyzny założyła dłonie na piersiach obserwując kolejne poczynania Toma. Po chwili oboje patrzyli na siebie poprzez ogrodzenie. On – spoglądał najasnowłosą z nie małym rozbawieniem, które zdecydowanie rozbrajało dziewczynę, a Ona – z małą złością wymalowaną wlazurowym spojrzeniu i jednocześnie strachem... Jednak szybko przemogła się klnąc w duchu i również przeszła na tą „drugą”stronę.
-Ja Cię kiedyś zabiję. - szepnęła żartobliwie pod nosem gdyoboje wspinali się na dwie literki „o”, na których zamierzali usiąść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz