45323928 - Pod tym numerem gadu-gadu powiadamiam o wszelkich nowościach na blogu. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, sugestie czy skargi, śmiało piszcie.

środa, 19 grudnia 2012

Rozdział piętnasty


Pomysł młodszego z braci Kaulitz rozszedł się niczym ciepłe bułeczki. Dosłownie. Prawie wszyscy znajomi, z którymi  muzycy spędzali dawniej niemalże każdy swój wolny czas przed Tokio Hotel byli chętni na małe spotkanie po latach. Frekwencja wieczornego spotkania miała przerodzić się w małą, nieoficjalną domówkę, która będzie organizowana w domku jednorodzinnym rodziców Andreasa. Tego wieczoru farbowany blondyn miał zostać sam w domu gdyż jego rodzice wybrali się na tygodniowy wypad do Aspen w stanie Kolorado w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieli napawać się widokiem wspaniałych krajobrazów górskich i niesamowitych zachodów słońca. Propozycja blondyna o zorganizowania przyjęcia w jego skromnych progach podczas nieobecności rodziców oraz odpowiedź bliźniaków były niczym krótka piłka. Ten wieczór zapowiadał się naprawdę ciekawie i przede wszystkim sympatycznie.  Starzy znajomi, chwila zapomnienia i zatrzymanie się w czasie. Czego chcieć więcej? 

- Czegoś nam brakuje czy mamy już wszystko? - spytał wysoki, szczupły frontman niemieckiego zespołu rozglądając się skoncentrowanym wzrokiem po średnich rozmiarów salonie w kolorze łososiowym.

Pomieszczenie musieli nieco przemeblować na potrzeby imprezy, która miała się tutaj odbyć. Leżący wcześniej puszysty dywan ze wzorem w stylu vintage na drewnianej lakierowanej podłodze został przeniesiony do piwnicy by nie uległ jakiemukolwiek zniszczeniu. Ciemne, kakaowe, ciężkie fotele zostały przesunięte pod jedną ze ścian. To samo uczynili z dużą sofą w tym samym kolorze stawiając ją pomiędzy fotelami. Na przeciwko niej została postawiona średnich rozmiarów drewniany, prostokątny stolik z wyrzeźbionymi na nogach wzorkami. Na nim bowiem miało stać większość przystawek i smakołyków. Alkoholowi natomiast znaleźli miejsce w kuchni na blacie, gdzie każdy mógłby sięgnąć sobie po to co tylko dusza zapragnie - coś w rodzaju baru samoobsługowego. Jak to stwierdził Tom; nikt nie będzie stał jak słup i podawał wszystkim z osobna alkohol. A aż tak głupi nie byli żeby załatwiać specjalnie do tej roboty barmana. To byłby szczyt gwiazdorstwa, a tego chcieli dzisiaj szczególnie uniknąć. To miał być wieczór w gronie starych, dobrych znajomych bez przyczepionej do nich metki gdzie są tylko sławnymi muzykami zbijającymi na swoim hobby fortunę.
Jedna ze ścian w salonie przykuwała największą uwagę. Na jej środku bowiem wisiał czarny plazmowy telewizor o ogromnych rozmiarach, a po jego oby stronach przymocowane były dwa głośniki.  Pozostałe cztery rozwieszone zostały w rogach przy śnieżnobiałym suficie. Za sprawdzanie funkcjonalności tego typu sprzętu i zajawek zabrał się nie kto inny jak starszy z braci Kaulitz. Według niego to miała być epicka noc. Sam zaoferował się w kwestii muzyki. Jego zadaniem było załatwić bądź poprzegrywać dużą ilość dobrych, klimatycznych kawałków w sam raz pasujących to tego wieczoru. Dla Toma to była pestka.
Przystrojenie dolnej partii domku jednorodzinnego przypadło na nikogo innego jak na Yasmine. Wszyscy stwierdzili, że tu przydałoby się odrobinę kobiecej dłoni i dobrego smaku, który według Toma i Billa, blondynka jak najbardziej posiadała. Gdzieniegdzie rozwieszona została kolorowa, mieniąca się serpentyna, a kryształowy żyrandol zastąpiły kolorowe światełka, które mieniły się po ścianach i podłodze. Okna w salonie również zostały zasłonięte roletami w kolorze orzechowym.

- Jak dla mnie jest cacy. - odezwał się bezpośrednio brązowooki, dredowłosy mężczyzna oblizując wilgotnym językiem spierzchnięte usta zahaczając przy okazji o chłodne, metalowe kuleczki piercingu tuż przy kąciku warg. Jego czekoladowe tęczówki błądziły po nie małych rozmiarów urządzonym już salonie, który tylko czekał na rozpoczęcie dobrej zabawy.

- Wyjąłeś mi to z ust, Tom! - odparł uradowany blondyn wchodząc do pomieszczenia, które do niedawna wyglądało zupełnie inaczej. Dużo spokojniej i bez jakiegokolwiek polotu w stonowanych barwach. Dziś salon jego rodziców zmienił się przez te kilka godzinek nie do poznania.

- Wiesz Andreas, wolałbym Ci  nic z ust nie wyjmować. - zażartował starszy z braci spoglądając w stronę przyjaciela rozbawionym wzrokiem. Po pomieszczeniu rozniosły się salwy śmiechu, a Andreas udał urażonego tłumacząc się, że kompletnie nie to miał na myśli.

- Jest 16:00. Znajomi będą się schodzić po 20:00 więc mamy trochę czasu dla siebie. - wywnioskował spokojnie Bill po czym usiadł wygodnie  w kakaowym fotelu opierając obie dłonie o postawne oparcia. Jak tylko rozsiadł się w skórzanym meblu tak przysłowiowo wpadł w jego miękką tapicerkę.

- Na nas nie licz. - rzucił szybko Tom zachrypniętym głosem. Wszyscy skierowali swoje zaciekawione spojrzenia w jego stronę czekając jednocześnie na coś więcej. Odchrząknął nieznacznie. - Mam w planach zupełnie inaczej spędzić ten „czas dla siebie”. - sprostował swoją wypowiedź zerkając przeszywającym spojrzeniem niebieskooką blondynkę, która do tej pory siedziała cicho przysłuchując się wymianie zdań chłopaków.

- I wszystko jasne. - skomentował  na głos Andreas patrząc w stronę kumpla zazdrosnym spojrzeniem. Ile by dał za chwilę pobaraszkowania z tak urodziwą kobietą... Odkąd pamiętał zawsze zazdrościł starszemu Kaulitzowi zdobyczy.  Na Toma rzucały się zazwyczaj te najlepsze, najładniejsze i najbardziej chętne. Blondyn zbierał tak zwane resztki, chociaż nie narzekał... Żadna kobieta jeszcze nie poróżniła przyjaciół i miał nadzieję, że to się nigdy nie stanie.

- To co, idziemy? - gitarzysta zwrócił się do przyjaciółki czekając na jej reakcję, a gdy dziewczyna przytaknęła głową wydobywając z siebie przyjemne dla ucha; „jasne” puścił dziewczynę przodem, a w stronę brata i farbowanego blondyna uniósł do góry otwartą dłoń rzucając krótkie; „do wieczora” z figlarnym uśmiechem na przystojnej twarzy. W końcu ile może pościć Tom Kaulitz?

Gdy tylko wyszli z domu farbowanego blondyna o imieniu Andreas, muzyk nie mógł się powstrzymać i klepnął prawą dłonią  apetyczne pośladki towarzyszki, które przywdziane były w obcisłe legginsy z motywem galaxy, co jeszcze bardziej rozochociło Kaulitza, a gdy jasnowłosa skierowała głowę w bok i jej turkusowe oczy zawiesiły się na twarzy gitarzysty, Tom posłał dziewczynie charakterystyczny dla swojej osoby cwaniacki uśmieszek. Yasmine natomiast wyciągnęła lewą dłoń w stronę Toma i pchnęła go leciutko w bok przez co mężczyzna zachwiał się na nogach zbaczając w lewo. Tej czynności towarzyszył perlisty śmiech niebieskookiej, który był nadzwyczaj uroczy i dziewczęcy.

- Tak się bawimy? - odparł zadziornie na małą zaczepkę Yasmine, a jedną brew uniósł do góry dzięki czemu jego męska twarz nabrała zadziornego wyglądu. Po chwili długowłosa blondynka zaczęła uciekać przed goniącym ją muzykiem, który krzyczał tuż za nią.




*



Małymi kroczkami powoli zbliżała się godzina 20:00.  Niebieskooka blondynka klęczała na podłodze, a tuż przed nią leżała otwarta walizka wypełniona ubraniami dziewczyny. Nie miała bladego pojęcia co założyć na dzisiejszy wieczór. Nie chciała bowiem ani przesadzić, ani ubrać się zwyczajnie. Gdy zdeterminowana przeglądała zawartość granatowej walizki to pokoju wszedł jego właściciel, mianowicie Tom. Z uśmiechem od ucha do ucha niósł w dłoniach miseczkę pełną dorodnych, czerwonych truskawek.  

- O, masz truskawki. - odparła wesoło blondynka. - Wyglądają apetycznie. - dodała spoglądając w stronę trzymanej przez gitarzystę w dłoniach porcelanowej miseczki wypełnionej po brzegi soczystymi owocami. 

- A mam. - odparł zaczepnie biorąc truskawkę za szypułkę. Po chwili dorodna truskawka wylądowała w ustach muzyka, a ten zaczął mruczeć i zachwalać przepyszny owoc. - Chcesz? 

Niebieskooka spojrzała na gitarzystę nie odzywając się. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyzna coś kombinował zachęcając ją w taki sposób do skosztowania truskawek. 

- Co kombinujesz, Kaulitz? 

- Ja? Nic, zupełnie nic. - odparł przekonywająco nie przerywając ani przez chwilkę kontaktu wzrokowego.  

Słysząc zapewnienie od przyjaciela przybliżyła się nieco i wyciągnęła rękę by sięgnąć owoc jednak Tom był sprytniejszy i odsunął miseczkę spoglądając na dziewczynę zaczepnie.  

Yasmine uniosła do góry jedną brew, a tuż po chwili stanęła na równe nogi i nachyliła się delikatnie nad muzykiem sięgając upragniony owoc. Uśmiechnięty Tom szybko objął wolną ręką talię towarzyszki i zaczął kłaść się na łóżku ciągnąc za sobą lekkie, kruche ciało niebieskookiej. Gdy już wylądowali na zasłanym łóżku należącym do muzyka spojrzeli sobie w oczy. 

- Widzisz? Ja nic nie kombinuję. - odparł cwaniacko, a tuż po chwili jego usta zetknęły się z jej smakowitymi wargami rozchylając je delikatnie wilgotnym językiem. Dziewczyna z ogromną przyjemnością oddawała się kolejnym pieszczotom gitarzysty, który z każdym jednym skradzionym całusem stawał się coraz bardziej nachalny, bezpośredni i brutalny, co niesamowicie podniecało jasnowłosą.  Całowanie się z Tomem Kaulitz było czymś nie do opisania. Każdy następny pocałunek różnił się od poprzedniego gdyż stawały się one coraz bardziej odważne i dzikie. Nie było dwóch takich samych całusów.  Muzyk pieścił ciało partnerki z niesamowitym zaangażowaniem i pasją. Tak, jakby na długo dane im było zapomnienie o sobie.  
Powietrze będące w zamkniętym pokoju powoli stawało się coraz bardziej gorące i nasycone pożądaniem. W pomieszczeniu zaczynała królować duchota i podniecenie, które owładnęło ich  rozpalone do gorąca ciała. Szybko zaczęli pozbawiać siebie nawzajem garderoby rzucając każde jedne ubranie gdzie popadnie nie odrywając ust od spragnionych pieszczoty ciał.  Gdy nie mieli już na sobie bielizny Yasminę postanowiła przejąć pałeczkę po czym ustami zaczęła pieścić szyję, obojczyk, tors, brzuch i podbrzusze starszego Kaulitza, który z każdym jej dotykiem stawał się coraz bardziej gotowy do penetracji. Nie czekając ani sekundy dłużej zerwał się unosząc do góry, a tuż po chwili rolę się odwróciły i to On był na górze przejmując kontrolę nad wszystkim. Sprawnym ruchem ręki rozłożył uda jasnowłosej i  jednym pchnięciem wszedł do jej środka rozpoczynając stosunek płciowy. Dziewczyna jęknęła cichutko czując w sobie poruszającego się członka gitarzysty. Tom poruszał się niezwykle stanowczo, pewnie i władczo. Nie było tu miejsca na niepewność  zastanowienie się i wstyd. Z każdym ruchem sprawiał ogromną przyjemność partnerce lezącej tuż pod nim. Doskonale wiedział, że robi to dobrze, i że jego sprawia przyjemność swojej partnerce.  Yasmine wiła się niesamowicie subtelnie i seksownie pod rozpalonym i spoconym ciałem Toma pojękując cichutko pod nosem. Obraz miała jakby za mgłą. Pożądanie i spełnienie, które miało przyjść lada chwila zamroczyły wszystko. Drobnymi, kruchymi dłońmi gładziła łopatki i krzyż muzyka odchylając jednocześnie głowę do tyłu, a jej ciało wygięło się w łuk. 

- Mocniej. - szepnęła ledwo słyszalnie do ucha starszego Kaulitza, jednak muzyk zrozumiał jej prośbę pogłębiając natychmiast penetrację. Czując mocniejsze pchnięcia i  silniejsze podniecenie, które z każdą sekunda rosło wbiła paznokcie w skórę pleców mężczyzny przejeżdżając nimi z ramion, aż za łopatki, przez cały kręgosłup.

Tom przymknął oczy odchylając lekko do tyłu głowę. Otwartymi ustami starał się nabierać jak najwięcej powietrza. Jęknął nieznacznie gdy poczuł jej paznokcie na swoich plecach.  Zupełnie poddał się podnieceniu i emocjom jemu towarzyszącym przez cały ten czas. Nagle wszystkie zmysły wyczuliły się, a podniecenie sięgnęło zenitu.  Ten orgazm był bardzo silny. Obydwoje czuli się zmęczeni ale także spełnieni. Patrząc w śnieżnobiały sufit starali oddychać się równomiernie próbując odzyskać zmysły i logiczne myślenie, które znowu zostało w tyle. 

Yasmine dopiero teraz zauważyła, że pokój Toma był w kolorze zieleni butelkowej i wcale nie był taki mały na jakiego wyglądał gdy weszła do niego po raz pierwszy. Dopiero w tej chwili zdołała uchwycić tyle szczegółów... 





k i l k a    g o d z i n    p ó ź n i e j,    w i e c z o r e m





Blondynka stała własnie na przeciwko dużego lustra wmontowanego zgrabnie w jasne kremowe kafelki znajdujące się w łazience. Chciała  makijażem ukazać swoją dziewczęcość i kobiecość jednocześnie dlatego też wybrała niezbyt mocny, ale też nie najdelikatniejszy makijaż. Na twarz nałożyła jedynie matujący puder, a policzki musnęła rozświetlającym brązem. Na powieki nałożyła jaśniutkie także rozświetlające cienie dzięki czemu precyzyjna niezbyt gruba kreska wykonana eyelinerem była bardzo widoczna. Długą i gęstą firanę hebanowych rzęs podkręciła i wytuszowała jedną z ulubionych mascar, a usta umalowała delikatną, nawilżająca szminką w kolorze poziomkowym dzięki czemu jej pełne wargi wydawały się jeszcze bardziej smakowite i zdecydowanie były jej dużym atutem kobiecości. 
Ostatnią rzeczą jaką musiała dzisiaj wykonać to skompletować strój. Bracia Kaulitz siedzieli na dole zajęci grą na PlayStation więc jasnowłosa miała odrobinę czasu na wyszykowanie się. 
Pierwszą rzecz jaką wyciągnęła z walizki i była przekonana do jej dzisiejszego założenia były to buty od Campbella, sznurowane lity w kolorze czarnym z drewnianym, grubym obcasem. Do tego dobrała cieniutkie czarne rajstopki z małymi wyszywanymi czarnymi kropeczkami, czarne wytarte jeansowe spodenki z wysokim stanem i luźną, szarawą, przewiewną koszulkę na krótki rękawek z motywem lwa, którą mogłaby wkasać w szorty.
Gdy wciągnęła na siebie przyszykowane ubrania podeszła do lustra znajdującego się w łazience i spryskała się delikatnymi owocowymi perfumami, przy których Tom zazwyczaj wariował. Gitarzysta uwielbiał świeże  owocowe perfumy. Będąc gotową narzuciła na siebie jedynie jeansową, jasną katanę i gasząc światło w pokoju wyszła z niego.

- To co, możemy iść? - spytała subtelnie przerywając jednocześnie braciom granie na konsoli. Gdy dwie pary brązowych oczu zwróciły się ku niej, nie potrafili wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa. W swej prostocie jasnowłosa wyglądała oszałamiająco. Starszy z braci taksował dziewczynę dłuższą chwilę swoim świdrującym, nachalnym spojrzeniem uśmiechając się jednocześnie  rozbrajająco.

- Tak, już idziemy. - odezwał się w końcu gitarzysta wstając szybko z sofy. Za jego śladami poszedł młodszy bliźniak, a tuż po chwili wyszli z domu w szampańskim humorze.

Ten wieczór zapowiadał się naprawdę wspaniale.  Starzy i nowi znajomi, odrobinę wspomnień z dzieciństwa, głośna muzyka i doskonały trunek, a do tego wprost wyśmienity humor do szampańskiej zabawy w gronie najlepszych osób. Czego chcieć więcej? 




Publikacja tego rozdziału miała nastąpić po nowym roku, ale ostatnimi czasy mam tak wyśmienity humor, że postanowiłam zrobić wam świąteczną niespodziankę. To taki prezent ode mnie na święta. Enjoy my dear! ;-)

Ach, zapomniałabym... Warto zajrzeć do zakładki Yasmine Vogel & Tom Kaulitz. Zmieniłam nieco witrynę i bohaterów. 

Całuję, 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rozdział czternasty


Tu w Niemczech, Yasmine wydawało się życie prostsze i nieco mniej skomplikowane niż w Ameryce Północnej. Miała wrażenie, że ludzie mieszkający tutaj są bardziej mili niż na zachodzie. Loitsche było co prawda malutką wioską, ale jakże przytulną i wolną od hałasu jeżdżących samochodów, a także innych odgłosów charakterystycznych dla większych miast jak Los Angeles. Co prawda Niemiecki klimat diametralnie różnił się od Kalifornijskiego, jednak blondynka stwierdziła, że nie jest tak źle. Przynajmniej mogła odpocząć od stałych upałów, gorącego słońca i lekkiej porannej bryzy, którą z kolei ubóstwiała. Ani przez chwilę nie żałowała swojej decyzji na temat owego wyjazdu. W głębi duszy cieszyła się, że Tom zechciał  zabrać ją w swoje strony rodzinne i sam wyszedł z tą inicjatywą. Simone, mama bliźniaków była naprawdę przemiłą i życzliwą kobietą. Momentami miała wrażenie, że ta Niemka nie ma w sobie ani krzty negatywnych cech. Była niczym dobry Anioł. Jak każdy w takim wypadku miała obawy przed poznaniem rodziny braci Kaulitz, jednak jak się okazało niepotrzebnie. Simone i Gordon przyjęli ją z otwartymi ramionami. Traktowali ją niczym członka rodziny dzięki czemu jasnowłosa czuła się swobodnie. Wszyscy się szanowali w tej rodzicie. Choć jak każdy mieli swoje wzloty i upadki. 




*



Urlop mijał  naprawdę w zadziwiająco szybkim tempie. Od przyjazdu do Niemiec minęły dokładnie trzy dni. Środek tygodnia. Środa. Bliźniacy Kaulitz mięli zamiar pokazać Yasmine miejsca związane z ich dzieciństwem. Chcieli uchylić jej rąbka swojej przeszłości związanej z Loitsche i Magdeburgiem. Niebieskooka zdążyła już poznać jednego z ich najlepszych przyjaciół i kompanów z dzieciństwa, mianowicie Andreasa. W pierwszej chwili farbowany blondyn wydurniał się nieustannie komentując i komplementując urodę nowo poznanej amerykanki, a w odosobnieniu po cichaczu gratulował i zazdrościł starszemu Kaulitzowi udanej zdobyczy, którą bądź co bądź była... Tom natomiast z dumą i wyższością opowiadał kumplowi o łóżkowych ekscesach związanych z Yasmine. 

Pomału zbliżała się godzina 10:00 nad ranem. W przestronnej kuchni na kamiennym blacie siedział młodszy z braci. Machając nogami w powietrzu delektował się jednym ze swoich ulubionych niemieckich jogurtów. Odwrócony tyłem do wejścia, przyglądał się od czasu do czasu widokowi zza kuchennego okna. Pod nosem nucił najnowszy kawałek, który zdążył z Tomem w miarę opracować. Brakowało mu takich beztroskich poranków we własnym domu. Brakowało mu tej rodzinnej atmosfery. 

- Bill, ile razy już mówiłam, że nie siedzi się tam gdzie się je. Od małego wam to wpajam, a wy nic. - do kuchni w paradowała mama bliźniaków od razu negując zachowanie syna. - A gdzie Twój brat i Yasmine? Musze was wysłać po zakupy do miasta. - odparła łagodnym, kobiecym tonem głosu spoglądając do praktycznie pustej lodówki. 

- Nie wiem. Pewnie siedzą na górze.- odparł spokojnie wzruszając ramionami, a tuż po chwili otworzył drzwiczki dolnej szafki i wyrzucił puste pudełko do kosza na śmieci. 

- Oni nie są tylko przyjaciółmi, prawda? - dopytywała się Simone spoglądając w stronę wysokiego, szczupłego chłopaka.

- Nie wiem mamo co jest grane pomiędzy nimi. - czasami nawet nie chciał wiedzieć. Niebieskooka wydawała się za fajną jak na tego typu zagrywki swojego brata. Szybko odtrącił od siebie tą myśl. 

- Ty nic nigdy nie wiesz dziecko. - odparła kobieta spoglądając w stronę młodszego o dziesięć minut syna  nieco pobłażliwie. - Z daleka widać jak Twój brat patrzy na tą dziewczynę. 

- Za to Ty mamo czasami wiesz za dużo. - stwierdził szybko przewracając teatralnie oczami stając w progu pomieszczenia, który oddzielał kuchnię od długiego holu. 

- Jeszcze nigdy na tym źle nie wyszłam, Skarbie. - na twarzy Simone pojawił się delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. - My kobiety mamy instynkt i dobre przeczucie drogie dziecko, którego wam mężczyznom często brakuje. 

- To mamy jechać po te zakupy czy nie? - spytał nieco zażenowany muzyk starając się jak najzwinniej wywinąć z rozmowy. 

- Migiem! - odparła wesoło Simone po czym sięgnęła z małej półeczki długopis i pojedynczą kartkę papieru, na której zaczęła zapisywać rzeczy niezbędne do zakupienia.

Frontman zespołu szybko wszedł po drewnianych, jasnych schodach na górę po czym oznajmił pozostałej dwójce o zadaniu, które powierzyła im mama. Gdy cała trójka stała gotowa i zwarta do wyjścia w przedpokoju rodzicielka bliźniaków wręczyła młodszemu z synów ogromną listę zakupów, przestrzegając ich nieco.

- Nie zapomnijcie mi czasem o niczym, bo wyślę was jeszcze raz do miasta. - zagroziła kiwając wskazującym palcem, a jej brązowe oczy spoglądały to na jednego syna, a to na drugiego. Po chwili  promiennie zwróciła się do jasnowłosej. - Yasmine dopilnuj żeby kupili wszystko, dobrze? Inaczej nie zrobię ulubionego ciasta chłopców. - Simone uśmiechnęła się życzliwie w stronę dziewczyny po czym z powrotem powędrowała do kuchni nucąc pod nosem nie znaną im melodię.

Wychodząc z domu skierowali się w stronę podjazdu do garażu gdzie stało kawowe Mitsubishi Pajero VGT, które należało do Gordona. Ojczym bliźniaków fascynował się terenowymi, sportowymi autami, a motoryzacja była jego małym hobby. Miedzy innymi to dzięki niemu gitarzysta lubił i interesował się motoryzacją, a zwłaszcza szybkimi maszynami jak jego sportowe Audi R8. Tom wyciągnął kluczyki z kieszeni szarych dresów i automatem otworzył zamek samochodu przy czym towarzyszyła cicha melodyjka składająca się z trzech krótkich sygnałów. Gdy wszyscy zdołali usiąść w fotelach pasażerów i zapiąć pasy, starszy z braci odpalił silnik wycofując auto na drogę, a po chwili ruszyli z małym piskiem opon w stronę Magdeburga.

Będąc już w niemieckim hipermarkecie szczuplejszy i wyższy z braci wyciągnął zapisaną przez Simone listę, po czym zaczął czytać na głos po kolei produkty, które musiały zostać zakupione.

- Sól, cukier, olej, jajka, mąka, proszek do pieczenia, truskawki, jagody, jogurty, śmietana... - wymieniał po kolei towary z kartki papieru. - Mama chyba chce żebyśmy pół sklepu wykupili. - odparł przerażony spoglądając na wypełniony po brzegi wózek.

Yasmine szła potulnie pomiędzy braćmi słuchając uważnie Billa, który wymieniał towary z długiej listy zakupów, kierując się intuicją gdzie co powinno stać i jaki produkt gdzie znajdą.

- Śmietana i jogurty powinny być w tym samym przedziale. - odparła spokojnym, melodyjnym głosikiem podnosząc do góry rękę, jej wskazujący palec wodził w powietrzu po regałach szukając tego odpowiedniego.

Tom natomiast szedł swoim charakterystycznie luźnym krokiem bujając się nie co na boki. Przed nim jechał metalowy wózek na kółkach, który pchał.
Ludzie spoglądali na nich co jakiś czas, a ich wzrok i miny wyglądały dokładnie tak jak można by było się tego spodziewać. Młodzież, a zwłaszcza nastolatki spoglądała na sławnych braci z rozdziawionymi ustami, nie odrywając oczu od przystojnych muzyków. Co jakiś czas, odważniejsza dziewczyna podchodziła prosząc o autograf swoich idoli.

- O patrzcie, tam jest dział z alkoholem. Kupimy coś na wieczór?  Można by było się z dzwonić ze starą paczką. - odparł pomysłowo Bill zerkając w stronę rozmyślającego Toma i na stojąca obok niego blondynkę.

- To nie jest taki głupi pomysł. - skomentował wizję brata gitarzysta, po czym całą trójką skierowali się na dział alkoholu. - Czasem masz ten łeb nie od parady braciszku. - zaśmiał się starszy Kaulitz klepiąc Billa trzykrotnie po ramieniu.

- No wiesz, nie chcę nic mówić Tom, ale to jestem tym mądrzejszym Kaulitzem. - zauważył szybko szczupły frontman spoglądając w stronę starszego o dziesięć minut brata, który swoim przeszywającym spojrzeniem dosłownie miażdżył Billa.

- Taaa, za to Twoja kuśka w spodniach ani razu sobie nie poużywała. - riposta gitarzysty jak zwykle była cięta. - Bill, kiedy mały przejdzie chrzest bojowy? - zaśmiał się ponownie charakterystycznie poruszając obiema brwiami w górę i dół.

Yasmine słysząc komentarze dredziarza zaśmiała się cichutko zakrywając usta dłońmi. Uwagi Toma zawsze były celne i często godziły w czuły punkt. Tak, starszy Kaulitz doskonale wiedział gdzie, jak i kiedy uderzyć. Wyciągał swoje powiedzonka jak asy z rękawów. Był prawdziwą duszą towarzystwa, a co najlepsze zawsze był w centrum uwagi. Potrafił ją na sobie skupić i co najważniejsze zatrzymać na dłużej.

W wózku szybko wylądowały butelki drogiego szampana oraz inne ciekawe trunki, na które zwykłym ludziom zdecydowanie szkoda by było pieniędzy.

- Aż tyle tego potrzebujemy? - odparła nieco zaskoczona niebieskooka spoglądając zdziwiona na wózek, do którego bracia co róż wkładali butelki alkoholu.

Bracia spojrzeli na siebie po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia i zaśmiali się serdecznie tłumacząc dziewczynie, że z nimi nigdy nic nie wiadomo. W końcu lepiej mieć większy zapas alkoholu niż by go miało zabraknąć, prawda? Z takiego założenia zawsze wychodził Tom.
Stojąc przy kasie i wykładając produkty na czarną taśmę gitarzysta poczuł wibrację w tylnej kieszeni dresów. Przerwał wykładanie zakupów i wyciągnął telefon komórkowy po czym zerknął na jego dotykowy ekranik.


Witaj z powrotem w Niemczech, Kochanie.

Na czole muzyka pojawiły się poziome linie, a brwi nabrały charakterystycznego wyglądu. Zmarszczył czoło czytając raz po raz treść wiadomości tekstowej. Przygryzł nerwowo dolną wargę i nie czekając ani chwili dłużej odpisał.

Kim jesteś?

Na odpowiedź nie musiał długo czekać, jednak mimo to wyczekując na wiadomość te parę sekund trwały przysłowiową wieczność.  Telefon ponownie zawibrował. 

Myślę, że doskonale wiesz. Nie mogłeś od tak o mnie zapomnieć przecież, Tom.

W głowie starszego Kaulitza rodziło się jedno wielkie zapytanie. Czy to możliwe? Czy to mogła być Ona? Nie zapomniał, zbyt wiele szkód wyrządziła jemu i jego przyjaciołom by móc tak łatwo zapomnieć tą dziewczynę. 

Ostatnim razem wyraziłem się jasno. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego, Ria.

- Tom? - w jego głowie brzęczało mu jego imię wypowiedziane przez rozkoszny, melodyjny głos Yasmine. Zerknął szybko w jej stronę starając się zachować zimny umysł. - Coś się stało? Wydajesz się zdenerwowany.

- Nie, nic. - odparł szybko. - Wydaje Ci się. - puścił jej kocie oczko uśmiechając się figlarnie w stronę jasnowłosej przyjaciółki po czym zrobił kilka kroków w jej stronę, a gdy był wystarczająco blisko by poczuć ciepło bijące od dziewczyny pochylił się leciutko do przodu muskając ustami delikatnie jej policzek, a później ucho, wyszeptał zachrypniętym i niezwykle pociągającym tonem głosu: - Mam nadzieję, że znajdziesz dzisiaj czas na chwilkę dla nas samych. - a gdy odsuwał swoją twarz od jej usta muzyka ukazywały lubieżny uśmieszek. 

Po ciele blondynki przeszedł niejednokrotny dreszczyk. Nie wiele brakowało by stała się ponownie tylko jego. Wystarczyło kilka słów, dotyk i bliskość muzyka by mogła stracić nad sobą wszelką kontrolę i panowanie. Tak nie wiele brakowało.

- No drużyno mamy już wszystko! - odparł wesoło młodszy z braci Kaulitz pchając przed sobą ogromny wózek załadowany po brzegi produktami niemieckiego hipermarketu. - Komu w drogę temu, kurczę jak to brzmiało? 

- Komu w drogę temu czas. - dokończyła za Billa Yasmine uśmiechając się w jego stronę promiennie. 

- A ja znam inną wersję... - odparł figlarnie gitarzysta unosząc do góry charakterystycznie jedną  brew. Niebieskooka wraz z frontmanem spojrzeli zaciekawieni w stronę Toma, by usłyszeć jego wersję. - Komu w drogę temu klapsa! - zaśmiał się dredziarz, a jego duża męska dłoń wylądowała na pośladkach jasnowłosej poklepując je kilka razy.  




Najbliższy rozdział przewiduję opublikować dopiero po nowym roku. Mam sporo rzeczy do ogarnięcia więc mam nadzieję, że rozumiecie. ;-) Tak więc już teraz życzę wszystkim Wesołych i spokojnych Świąt! 

Całuję, 

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział trzynasty


Dwa, duże, czarne samochody z minuty na minutę coraz bardziej zbliżały się do małego niemieckiego miasteczka o nazwie Magdeburg. Stamtąd pochodzili bowiem Gustav Schafer, perkusista i Georg Listing, basista Tokio Hotel. Pogoda jaka towarzyszyła młodym Niemcom była nie do zniesienia i zdecydowanie różniła się od tej w oddalonej o setki mil słonecznej Kalifornii. W Europie nie świeciło upalne, letnie słońce.  To było niemalże jak dwa różne światy. Chmury skutecznie umożliwiły promieniom słonecznym drogę, a zamiast jasności na niebie panowała szara, bura aura, która nie sprzyjała nikomu. Zachmurzenie nasilało się coraz bardziej. W każdej chwili z nieba mógł zacząć padać deszcz. Wraz z tą paskudną pogodą udzieliło się wszystkim nostalgiczne samopoczucie. Urlopowicze mieli się nijak. Duży, terenowy, samochód, który jechał po autostradzie jako pierwszy, zajmowali panowie G&G, natomiast w drugim, który jechał tuż za nim zajmowali bracia Kaulitz wraz z Yasmine. Wszyscy byli zmęczeni, a także znudzeni długą, męczącą podróżą. Bądź co bądź musieli wysiedzieć kilka godzin w samolocie, a teraz jeszcze w samochodzie. Jedyny minus podróżowania? Siedzenie przez całą drogę w jednym miejscu. Po pewnym czasie wszystko człowieka zaczyna boleć. Zmęczenie pod koniec podróży tak się dało we znaki, że cała piątka padła zasypiając niczym  jak niemowlęta.  Nie minęła chwila, a pierwsze krople deszczu pojawiły się na przyciemnianych szybach samochodów. Małe kropelki ścigały się między sobą po ciemnym szkle. Z sekundy na sekundę nowych "zawodników" pojawiało się coraz więcej i więcej, aż w końcu na niebie błysnęło migoczące światło świadczące o zbliżającej się burzy. Tak, wprost idealna pogoda na urlop... Terenowe BMW na niemieckich rejestracjach minęły tabliczkę oznajmiającą, że za kilka kilometrów pojawi się zjazd z autostrady, który prowadzi prosto do Magdeburga. Samochody zwolniły zjeżdżając na pas zjazdowy, a po chwili pożegnały się z autostradą jadąc krętą, zawiłą jednopasmówką.

- Za góra 10 minut dojedziemy do Magdeburga. - oznajmił dość postawny kierowca drugiego pojazdu zerkając jednocześnie w lusterko, w którego odbiciu widać było trzy śpiące postacie. 

- No, w końcu... - ziewnął młodszy z braci Kaulitz przeciągając się we wszystkie strony w czarnym, skórzanym fotelu pasażera.  Jego wzrok momentalnie skupił się na krajobrazie za szybą. - ...Trzeba będzie rozprostować nogi. - mruknął pod nosem po czym odwrócił się do tyłu sprawdzając czy tylko on poddał się Morfeuszowi, który zabrał go do krainy snów.  Jego oczom ukazały się dwie postacie. Mianowicie jego brat bliźniak i niedawno poznana, całkiem sympatyczna blondynka, którą od razu polubił. W gruncie rzeczy musiał przyznać, że nie sposób było dziewczyny nie lubić. Miała w sobie coś co przyciągało człowieka, a tuż po chwili można było powiedzieć jej kompletnie o wszystkim, ponieważ jasnowłosa budziła zaufanie. Uśmiechnął się pod nosem. Tom i Yasmine rozbawili go swoim widokiem. Czarnowłosy gitarzysta spał na wpół oparty o fotel i drzwi od auta. Głowę opierał o przyciemnianą szybę. Twarz muzyka miała dość komiczny wyraz bowiem mężczyzna drzemał  z otwartą  na oścież buzią od czasu do czasu pochrapując zabawnie. Jasnowłosa  natomiast opierała się o ramię gitarzysty obejmując dłońmi rękę Toma. Co jakiś czas marszczyła słodko nos. 

- Ej, gołąbeczki pobudka zaraz będziemy w domu! - krzyknął radośnie frontman zespołu sprzedając bęcka bratu w kolano, które było najbliżej niego. - Słyszysz?! Wstawaj matole...

Gitarzysta natychmiast otworzył zaspane oczy i spojrzał w stronę brata nieco zdezorientowany. Mrugnął szybko kilka razy przyglądając się bliźniakowi z nietęgą miną. Przez chwilę starał się zarejestrować co się dzieję i gdzie się znajduję.

- Co? - wydobył z siebie cichy dźwięk wyciągając dłonie do góry by rozprostować obolałe kości.

- Zaraz będziemy w Magdeburgu.

- Wreszcie. - odparł Tom. - Już mnie wszystko boli. - jęknął z niezadowolenia poprawiając się nieznacznie na skórzanym fotelu.

Niebieskooka poruszyła się niespokojnie czując jak muzyk, o którego się opierała zaczął ruszać się niewdzięcznie nie pozwalając jej tym samym spokojnie spać. Mruknęła niewyraźnie coś pod nosem po czym uchyliła wolno powieki do góry.

- Co się dzieje? Gdzie jesteśmy? Długo już jedziemy? - zadawała pytanie za pytaniem spoglądając raz na Toma, a raz na Billa.

- Za chwilę dojedziemy do Magdeburga, tam odstawiamy chłopaków, a my ruszamy do Loitsche. - odparł wesoło frontman zespołu uśmiechając się serdecznie w stronę rozespanej dziewczyny. Blondynka słuchając uważnie Billa kiwała głową.

Po paru minutach samochody zatrzymały się na jednym z kilku osiedli małego, niemieckiego miasteczka. Wszyscy pasażerowie uznali, że to jest doskonały moment na rozprostowanie nóg i przewietrzenie się... Georg wraz z Gustavem podeszli do samochodu bliźniaków Kaulitz przy którym już wszyscy stali delektując się chłodnawym podmuchem wiatru. Każdy jak na zawołanie wyciągnął małe opakowanie papierosów, a tuż po chwili muzycy zaciągali się nikotyną wdając się w małą wymianę zdań. Jedynie blondynka stała z boku rozglądając się po cichej okolicy osiedla, na którym mieszkali Georg i Gustav.

- Ktoś w ogóle powiadomił Andreasa o naszym przyjeździe? - ocknął się starszy z braci Kaulitz wypuszczając gęsty, szarawy dym przez dziurki w nosie. Jego spojrzenie wodziło po  grupce przyjaciół czekając aż któryś z nich się w końcu odezwie.

- Na mnie nie patrz. - odparł Gustav podnosząc obie dłonie w geście obrony.

- Mi zupełnie wyleciało to z głowy. - zaśmiał się Georg po czym zaciągnął się mentolowym Marlboro.

- Zadzwoń do niego teraz. - odparł błyskotliwie Bill przyglądając się czubkom swoich czarnych, sznurowanych do kolan glanów.

Gitarzysta zaciągnął się mocno kilka razy czerwonym Marlboro po czym wyrzucił niedopałka przed siebie. Wypuszczając bokiem strużkę dymu wyciągnął z obszernej kieszeni szarych dresów iPhone'a po czym wybrał numer do jasnowłosego przyjaciela.  Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Już miał nacisnąć guziczek z czerwoną słuchawką.

- No stary, już myślałem, że zapomnieliście tam o mnie. - po drugiej stronie połączenia słychać było wesoły głos Andreasa, dobrego przyjaciela członków Tokio Hotel.

- Mieliśmy dość napięty grafik ostatnio, ale spokojna głowa tak szybko się nas nie pozbędziesz. - starszy Kaulitz zaśmiał się do telefonu na co pozostała trójka przytaknęła.

- Co słychać w Los Angeles? Powodzi się?

- Słuchaj, własnie jesteśmy w Magdeburgu. - odparł gitarzysta spokojnym tonem głosu.

- Żartujesz sobie ze mnie?! - po drugiej stronie połączenia słychać było zdziwienie przyjaciela. - I dopiero teraz się o tym dowiaduję? No ładnie... Kiedy przyjechaliście? Trzeba będzie coś ogarnąć.

- Dzisiaj. Własnie dotarliśmy na osiedle chłopaków i zaraz spierdalamy do nas. - wytłumaczył szybko Tom oblizując jednocześnie spierzchnięte wargi.

- To luzik. Wieczorem się zgadamy na małe co nie co. Piona.  - połączenie zostało zakończone.

- Wieczorem zdzwonimy się z Andreasem. - oznajmił gitarzysta na głos po czym wyciągnął do góry ręce by rozciągnąć się nieco ziewając przy tym głośno i przeciągle. - To co jedziemy?

Bill, Tom i Yasmine pożegnali się z Gustavem i Georgiem po czym czarne BMW ruszyło w stronę małej wioski o nazwie Loitsche. Tam bowiem znajdował się rodzinny dom bliźniaków Kaulitz.





*




Samochód minął tablicę oznajmującą początek terenu zabudowanego. Loitsche mała, cicha, przytulna wioska gdzie wszyscy wszystkich znali i byli dla siebie uprzejmi. Miejscowość ta stała się znana tuż po debiucie Tokio Hotel. Niegdyś nic nie znacząca wioska, obecnie sławny na cały świat dom rodzinny bliźniaków Kaulitz. To tu dorastali i wychowywali się sławni bracia. Dzięki nim wszyscy uwierzyli, że nawet zwykły mieszkaniec małego miasteczka może stać się kimś, może zaistnieć w świecie show biznesu. Terenowe BMW zatrzymało się tuż obok wysokiego, drewnianego ogrodzenia, za którym rósł gęsty, zielony żywopłot. Bracia Kaulitz wysiedli z auta. W ich ślady poszła również niebieskooka Yasmine. Wysoki, rosły kierowca  wyjął z przestronnego bagażnika wszystkie torby i bagaże, a tuż po chwili odjechał z małym piskiem opon. Bill nacisnął klamkę od drewnianej furtki po czym pchnął ją i wszedł do środka. Za nim podążył Tom, a za nim cicho szła blondynka nie odzywając się w ogóle. Ogród należący do mamy bliźniaków był zadbany i widać w nim było kobiecą dłoń jak i pomysłowość. Wszędzie rosły kolorowe kwiatki i krzewy, a na drugim końcu tuż przy żywopłocie rosła gęsta, zielona trawa gdzie znajdowała się drewniana kilkuosobowa huśtawka i hamak przywiązany do drzew. Uwadze blondynki nie umknęło także małe oczko wodne przyozdobione trzciną gdzie pływały typowo sadzawkowe ryby. Jednorodzinny dom państwa Trumper już na pierwszy rzut oka wydawał się naprawdę przytulny i zadbany. Dwupiętrowy domek niewielkich rozmiarów pomalowany był na kolor ciepłego beżu z wyłożonymi kamieniami na rogach i załamaniach budynku. Dach natomiast był w kolorze angielskiej sadzy. Zanim doszli do frontowych, drewnianych drzwi przyozdobionych szybą witrażową z domu dosłownie wyleciała uradowana Simone. Rodzicielka wpadła w ramiona swoich synów tuląc ich do siebie mocno. Po policzkach kobiety ciurkiem spływały łzy szczęścia. 

- Matko, jak wy się zmieniliście od ostatniego przyjazdu. - odparła uradowana Simone przyglądając się intensywnie swoim synom. - Jesteście poważniejsi... No i zaokrągliliście się na twarzy, to dobrze! 

- A Ty nic się nie zmieniłaś mamo. - odparł uśmiechnięty Bill. 

Yasmine stojąc kilka kroków dalej przyglądała się całej scenie z lekkim uśmiechem na dziewczęcej twarzy. To było naprawdę wzruszające. Simone wydawała się przemiłą kobietą. Wyglądała bardzo młodo. Jak na swój wiek była szczupłą osobą. Po chwili poczuła wzrok kobiety na sobie. Zarumieniła się delikatnie.

- A ta osóbka tam to kto? - zapytała zaciekawione spoglądając to na jednego syna, to na drugiego. 

Tom gestem dłoni poprosił blondynkę aby podeszła do nich, a tuż po chwili stała ramię w ramię ze starszym z Kaulitzów. 

- To jest Yasmine mamo, moja przyjaciółka. - odparł uśmiechnięty od ucha do ucha gitarzysta. 

- Miło w końcu poznać Panią, Pani Simone. - dziewczyna wyciągnęła uprzejmie dłoń w kierunku mamy bliźniaków jednak ta spojrzała się na nią zachwycona. 

- Och, przestań. Mów mi Simone. Po prostu Simone. I chodź tu muszę Cię uściskać, już nie bądź kochanieńka taka formalna! - tuż po chwili niebieskooka legła w ciepłym uścisku Simone na co bliźniacy zaśmiali się serdecznie. 

- Mówiłem, że mama Cię polubi. - szybko skomentował Tom. 

- No kochani, koniec tych pogaduszek. - odparła Simone. - Wejdźcie do środka dopiero co zrobiłam obiad, na pewno jesteście głodni, co? 

- Jak wilk! - oznajmił Bill idąc razem z Tomem po bagaże, które zostały przy drewnianej furtce. 

- Tak myślałam. -  zaśmiała się serdecznie mama bliźniaków. - Zapraszam do stołu! Chodź dziecko pomożesz mi z naczyniami, a Oni niech wciągną te bagaże do środka. 

Po chwili Yasmine zniknęła za drzwiami rodzinnego domu Toma i Billa. Przypuszczenia dziewczyny były słuszne. Od środka mieszkanie prezentowało się naprawdę przytulnie. Przedpokój utrzymywany był w kolorystyce kremowo-beżowej, a na podłodze widniały czekoladowe płytki. Na ścianach wisiało pełno zdjęć z dzieciństwa braci Kaulitz. Simone zaprowadziła blondynkę do kuchni. To pomieszczenie było przestronne. Ściany pomalowane były na kolor zielony. Aneks kuchenny i pozostałe meble były z drewna orzechowego. Na środku kuchni stała mała wysepka, gdzie znajdowały się palniki gazowe, a z sufitu zwisały metalowe szczebelki, na których wisiały przeróżne patelnie i tego typu urządzenia. 

- Skarbie z prawej strony w szufladzie są sztućce sięgnij proszę widelce i noże, a ja zaniosę pieczeń do jadalni. 

Yasmine posłusznie wysunęła szufladę, w której znajdowały się sztućce jednak nieoczekiwanie poczuła na swojej talii męskie dłonie, które objęły ją w pasie przyciągając jej ciało do tyłu tak by oparło się o męską, wysoką sylwetkę, która należała do gitarzysty. 

- I jak? Żyjesz? - z ust mężczyzny wydobył się subtelny, zachrypnięty głos tuż przy prawym uchu niebieskookiej. 

- Taak, masz bardzo sympatyczną mamę.  - odparła lokując swoje drobne dłonie na dużych, męskich dłoniach Toma. 

- Chodź, bo zaraz zjedzą wszystko. - szepnął cicho muzyk do ucha dziewczyny po czym odsunął się zwinnie i pociągnął ją za rękę w stronę jadalni.  



Pozdrawiam gorąco,

niedziela, 25 listopada 2012

One-shot part 2./ ...And what am I supposed to say when I'm all choked up and you're okay?

Niemcy, Hamburg 2013 rok;

Wrzesień,


Wszystkie brukowce w Niemczech jak i na całym świecie miały o czym pisać. Na plotkarskich portalach aż huczało o małym potomku starszego Kaulitza. Ich nagłówki miały prosty i wyrazisty przekaz, który roznosił się niczym echo: "Exclusive: Tom Kaulitz ojcem!" , "Były Gitarzysta Tokio Hotel został ojcem. Musisz to przeczytać!" , "Nieokrzesana gwiazda Tom Kaulitz (l.24) tatą?!". Jednych to szokowało, drugich nie. Każdy wiedział iż Tom Kaulitz lubił przygody na jedną noc, a kobiety z jakimi łapali go wprawieni paparazzi, fotografowali muzyka niemalże na każdym kroku, zdjęcia natychmiast lądowały we wszelakich pisemkach.  One Night Stand? To jego konik. Każda jedna zabiła by za noc z niemieckim gitarzystą. Jedno spojrzenie, jeden uśmiech i były jego. To prawie tak jakby miał wypisane na twarzy: chcesz się pieprzyć? Tych złamanych kobiecych serc było nie do zliczenia... Dziewczyny myślące, iż po jednej nocy spędzonej z gitarzystą, swoim idolem posiadły go, złapały w swoją własną sieć miłości. Jednak to tak nie działało... On tak nie działał... Nie znał miłości i poznać jej nie chciał. Jedyne uczucie jakie w nim się tliły to żądza, nienawiść  pragnienie posiadania każdej... Był okrutny pod tym względem ponieważ dawał im nadzieję. Nadzieję, która była zbyt szybko i zbyt pochopnie odbierana.  Każdy, nawet On się w tym gubił, a teraz miał zmienić swój styl życia dla jednej, małej istotki, o której istnieniu do niedawna nie miał bladego pojęcia?  Która przyszła na ten świat pełen syfu zupełnie niechciana? Brutalna prawda.

Tak, czy ja już nie wspominałem kiedyś, że życie to dziwka? Życie naprawdę lubi pierdolić mnie w dupę. Cholera. Ja naprawdę zostałem ojcem... Szokujące, ale prawdziwe. Wszyscy oczekują, że się zmienię dzięki Mike'owi. Mogła chociaż lepsze imię mu wybrać. Mike? Poważnie? Od razu trzeba było nazwać go Myszka Miki. To prawie to samo. Kurwa. Kiedy to się stało. Mam dopiero dwadzieścia cztery lata. Kupę lat przed sobą, które w dodatku chciałem przeżyć zupełnie inaczej. Bez dodatkowej przeszkody, którą okazało się dziecko. Siedziałem przy drewnianym, dużym prostokątnym stole w kuchni. Przede mną leżały brukowce wypisujące o mnie od niedawna wszystkie brudy. Sięgnąłem po pierwszy lepszy zaciekawiony tych bredni, które wypisują i co najśmieszniejsze prawdziwe... Bild.

"Były gitarzysta Tom Kaulitz (l.24) jednego z najpopularniejszych zespołów w Niemczech mianowicie Tokio Hotel, aktualnie współzałożyciel Musikboxxx Studio Records niedawno został ojcem. Kiedy to się stało? Do niedawna ten nieokiełznany muzyk, który podbije serce niemalże każdej kobiety zarzekał się, że szybko rodziny nie zamierza założyć, a tu proszę. Los lubi płatać figle! Jedyne informacje jakie udało nam się zebrać na temat potomka muzyka to takie iż Tom doczekał się syna.  Zgadujemy, że maluch jest uroczy i wdał się w swojego tatę! Miejmy nadzieję, że już wkrótce będziemy wiedzieć trochę więcej o malcu! Jednak najbardziej nas ciekawi to czy młody tata podoła temu zdaniu? Co z jego stylem życia? Dobrze wiemy z czego słynie Tom Kaulitz. I najciekawsze... Czy młody Kaulitz podąży ścieżką taty? Czy podbije świat i serca dziewczyn tak jak On? I najważniejsze pytanie: Kto jest mamą?! Bądźcie na bieżąco razem z nami! A młodego tatę pozdrawiamy!"

Pierdolone szmatławce. Przed nimi nic się nie ukryje, zupełnie nic. Tacy jak ja nie mają własnego życia. Chcesz być sławny? Licz się z tym, że nie będziesz znał takiego słowa jak prywatność. Ona nie istnieje. Możesz ukrywać wszystko, a paparazzi i tak Cię dopadną. To ich fach, są w tym piekielnie dobrzy. Skurwysyny zajrzą do każdej dziury. Nawet nie przywykłem do roli ojca, a oni już o wszystkim wiedzą...
Był późny wieczór. Bodajże dwudziesta druga. Przymknąłem zmęczone powieki, a dłońmi masowałem obie skronie. Cholera co robić? Co robić...  Po mieszkaniu rozniósł się huk. Z impetem uderzyłem pięścią z całej siły o drewniany stół, a po chwili słychać było tylko płacz małego dziecka. Jeszcze tego mi brakowało... Energicznie wstałem, a krzesło odsunęło się do tyłu. Podłoga zapiszczała pod wpływem odsuwanego z zamachem mebla.  Swoje duże kroki skierowałem w stronę salonu. Na czerwonej, zamszowej sofie leżało dziecko. Malec nie wyglądał jakby miał zamiar zaraz przestać płakać. Było zupełnie na odwrót. Cholera. Nachyliłem się nad nim niepewnie. Był taki mały. Taki kruchy. Machał rączkami we wszystkie strony. Twarz miał czerwoną od płaczu, a oczka zaciśnięte mocno. Przygryzłem dolną wargę wahając się przez chwilę.  Kilka dni temu dowiedziałem się, że jestem ojcem. Kilka dni, a jak życie człowieka może się zmienić o  sto osiemdziesiąt stopni. Wyciągnąłem powoli dłonie w jego stronę, a tuż po chwili objąłem jego silnymi rękoma i uniosłem powoli do góry. Trzymałem go tak w powietrzu o prostych rękach przyglądając się grymasowi na dziecięcej buźce. Cholera, to nic nie daje. Zgiąłem ręce w pół, przytulając do siebie delikatnie malca. Czułem się dziwnie i nieswojo. Dziecko wtuliło się we mnie, a płacz ustał. Poczułem ciepło na torsie, ciepło bijące od chłopca. Udało się? Głaskałem delikatnie otwarta dłonią plecy niemowlaka. W tej chwili cieszyło mnie jedno: płacz ustał.
Nienawidziłem Antji z całych sił. Jak można przez rok czasu ukrywać ciąże? Nie pisnąć ani słówkiem?! To nierealne i niewłaściwe. Podrzuciła mi dziecko jak bezdomnego kundla pod drzwi. Nie mówiąc o niczym, zostawiając jedynie nic nie warty liścik. Cholera, Ona chciała mnie pouczać? Trzeba było się wtedy nie pieprzyć ze mną, to by i bachora nie było, proste. Z resztą kto jak kto, ale ja na pewno nie powinienem jej oceniać. Sam nie jestem lepszy. Nigdy nie byłem właściwie...  Zawsze uważano mnie za tego złego Kaulitza. Tego drugiego pod względem moralnym. Nikt nie brał mnie na poważnie. Na taki status i szacunek sobie zapracowałem. Nie traktowałem nikogo na serio, więc nikt nie traktował mnie na poważnie... Takie reguły rządziły dzisiejszym światem. Pierdolonym światem. Życie było dla mnie jednym wielkim żartem. Właściwie to wszystko obracałem w żart. Taki jestem. Żyłem i żyć dalej będę z dnia na dzień. Carpe Diem.
Nagle poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni. W końcu ktoś sobie o mnie przypomniał, albo przeczytał te jebane szmatławce o dziecku... Lepiej żeby to nie dzwoniła Antja. Dla jej dobra powinna siedzieć cicho i nie dawać o sobie przez najbliższy miesiąc znaku życia. Wyjąłem iPhone'a zerkając na duży dotykowy wyświetlacz.

Mom anrufe.

Świetnie. Po prostu świetnie. Tego mi jeszcze trzeba było. Od niechcenia odebrałem połączenie przybliżając urządzenie do ucha z miną zbitego psa. Doskonale wiedziałem co mnie czekało...

- Czy Ty jesteś nie poważny dziecko? Co to ma znaczyć do jasnej cholery? Dlaczego dowiaduję się o wnuku z prasy a nie od własnego syna? Wytłumacz się, natychmiast! - pięknie. Nie ma to jak wkurwiona matka.

- Kiedy miałem Ci o nim powiedzieć? - odparłem usiłując się na spokojny ton głosu.

- Miałeś na to dziewięć miesięcy, Tom! - krzyknęła do telefonu. Zacisnąłem mocno zęby. - Jak zwykle wszystko przede mną ukrywasz. Dlaczego o takich sprawach muszę dowiadywać się przez prasę, dlaczego?!

Zamknąłem powieki oddychając spokojnie. Cholera. Gdybym chociaż miał te pieprzone dziewięć miesięcy wszystko potoczyło by się zupełnie inaczej! Łatwiej? Możliwe.

- Dowiedziałem się o nim kilka dni temu, więc jak miałem Ci powiedzieć mamo o własnym dziecku dziewięć miesięcy temu? - wyrecytowałem lekko poddenerwowany. Starałem się mówić spokojnie, nie wybuchnąć złością. To było naprawdę kurewsko trudne.

- Co proszę?! Spłodziłeś dziecko i nawet o nim nie wiedziałeś? - Simone krzyknęła po raz kolejny. teraz to się dopiero zacznie. - Może chcesz coś jeszcze mi powiedzieć Tom, hmm? Powiedź jeszcze, że matką chłopca jest zwykła kurwa...  Zwykła dziwka, z którymi miałeś w zwyczaju sypiać po koncertach! Doskonale Cię znam Tom. Znam Twoją naturę. Zawsze byleś i jesteś taki jak Twój ojciec... Twoje czyny dziecko są tylko potwierdzeniem.

Milczałem. Milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć własnej matce. Uderzyła w mój czuły punkt, a ja stałem nieruchomo wpatrując się przed siebie w dal... Moja twarz wyrażała pustkę, zupełną pustkę. Kurwa mać! Moja własna matka wypowiedziała słowa, których bałem się, i od których uciekałem jak najdalej. Nienawidziłem ojca za to co nam zrobił. Za to, że nas opuścił, za to, ze złamał serce mamie. A dzisiaj zostałem do niego przyrównany... Tom Kaulitz, złe nasienie... Syn, człowieka nic nie wartego. Chcecie wiedzieć co człowiek w takich momentach czuje? Nie czułem niczego oprócz złości i furii jaka powoli mnie ogarniała, a z drugiej strony żal. Żal do samego siebie, że uległem tym wszystkim pokusom stając się coraz bardziej podobny do ojca. Mogłem temu zaradzić. Za każdym razem mogłem, ale nie chciałem. Zawsze wolałem proste rozwiązania. Wybierałem proste drogi, na skróty i oto tego efekty.

- Takim mnie widzisz? - odparłem bez jakichkolwiek emocji do telefonu trzymanego  z całych sił w dłoni. Ton głosu nie wyrażał niczego. Był oziębły, a wyczuć to było można na kilometr. Po drugiej stronie usłyszałem tylko łkanie własnej matki, a po chwili połączenie zostało urwane.



Niemcy, Hamburg 2015 rok;

Koniec sierpnia,

Czas leciał bardzo szybko, a Mike rósł jak na drożdżach. Początkowo wszyscy byli zszokowani jak ja sobie z tym wszystkim sam poradzę. Byłem negatywnie do tego nastawiony. Paparazzi nie odpuszczali. W gazetach roiło się od niusów i zdjęć na temat Mike'a i mnie. A co najgorsze, nie zapowiadało się na to aby przestali za nami ganiać. Wręcz przeciwnie było im ciągle mało... Wszyscy zaakceptowali i pokochali malucha. Najbardziej chyba Bill. On go wprost ubóstwiał. Za każdym razem gdy przyjeżdżał do Niemczech wpadał z prezentem dla Mike'a komentując w kółko, że nie spodziewał się, że dzięki mnie może na świat przyjść tyle radości.  Czasami dziwię się sam sobie w jaki sposób udaje mi się to wszystko ogarnąć. To naprawdę nie łatwa sztuka. To jak żonglowanie wszystkim na raz. W szybki sposób musiałem wydorośleć do pewnych rzeczy. Musiałem wydorośleć do bycia ojcem... Robiłem i nadal robię masę błędów. Ale jak to mówią, człowiek uczy się na błędach, prawda?  Znajomi nie raz mówili mi, że chłopiec z dnia na dzień coraz bardziej z wyglądu jak i z zachowania zaczyna mnie przypominać. Był moją małą kopią. Odzwierciedleniem, a ja zacząłem to zauważać dość często. Pokochałem go. Nie miałem wyjścia początkowo, ale później wszystko przyszło samo... Zadziwiające, prawda? Tom Kaulitz i miłość. Tom Kaulitz i dziecko. Absurd jakiś.  Byłem w końcu jego ojcem, a jak na ojca przystało musiałem był jego wzorem, dawać mu przykład aby nigdy nie zbłądził tak jak do niedawna ja...   Kto by pomyślał Tom Kaulitz przykładnym tatą. Jak już kiedyś mówiłem, życie to dziwka, lubi się pierdolić, a z tego potem różne rzeczy wychodzą.

Wtorek. Dzień jak każdy inny. W tym roku lato było naprawdę upalne. Nie dawało się wytrzymać tego gorąca. Siedziałem na jednym z kilku skórzanych foteli w studio nagraniowym, które znajdowało się na obrzeżach Hamburga. Tu swobodnie można było uchronić się przed upałem jakie panowało na zewnątrz. Przez te wysokie temperatury byłem strasznie rozleniwiony co dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka. Na przeciwko mnie siedział Georg, były basista Tokio Hotel jak i najlepszy kompan. Po między nami stał mały szklany stolik w kształcie okręgu, a na nim  duże otwarte pudełko po dużej pizzy. Dookoła kartonu stały puszki po Coca-coli. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim i o niczym. Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Mike chociaż jest mały zdawać by się mogło, że przywykł do mojego, a raczej naszego trybu życia. Praktycznie dzień, w dzień siedzieliśmy w studio, a On razem z nami. Gdy trzeba było jeździł ze mną to tu, to tam. Maluch zaliczył nawet kilka wylotów do Ameryki. Oczywiście artykuły w prasach negowały mój styl życia sądząc, że ma to zły wpływ na dziecko. Co jak co, ale ja miałbym się przejąć komentarzami obcych ludzi na temat tego jak powinienem wychowywać własnego syna? Jeszcze czego. Niech się pierdolą.  Dzięki niemu praca stawała się przyjemniejsza. Taak, już dawno przywykłem do roli ojca chociaż nie powiem czasami zastanawiam się co by było gdyby Mike'a nie było ze mną... Jakby moje życie się potoczyło? Co bym dzisiaj robił bez niego? To samo?

- Mike ma już dwa latka, dajesz wiarę stary? - zaśmiałem się pod nosem obserwując synka, który chodził po przestronnym pomieszczeniu, w którym siedzieliśmy od dobrych dwóch godzin. Sięgnąłem po nową puszkę z gazowanym napojem, a po chwili ją otworzyłem i przystawiłem do ust spijając kilka łyków.

- Z trudem mi to przechodzi przez gardło, ale... odwaliłeś kupę dobrej roboty przy nim. - odparł były basista także spoglądając w stronę małego blondynka, który z zaciekawieniem obserwował wszystkie meble znajdujące się w studio. Chłopiec szybko zauważył wielki stojak, na którym spoczywały wszystkie gitary jego taty. Podszedł do niego spokojnie i oparł rączki na czarnym Gibsonie Les Paul Custom spoglądając na niego dużymi, orzechowymi oczkami otoczonymi wachlarzem długich, gęstych rzęs w kolorze hebanu. Mały leciutko zadarty nosek malca poruszył się śmiesznie gdyż go zmarszczył uśmiechając się od ucha do ucha. Z każdym dniem coraz bardziej widać w nim było mnie. Był identyczny. Taka mała miniaturka...  - Co jak co, ale kto by pomyślał, ze akurat Ty dasz radę wychować dziecko. -  zaśmiał się Moritz.

- Haha, taa. - przytaknąłem mu z uśmiechem na twarzy. Szczerze mówiąc nie wychowywałem go zupełnie sam. Kumple mi pomagali. Georg, Gustav, Andreas... i Bill. Nie siedziałem w tym zupełnie sam, inaczej bym po miesiącu zwariował. Mieliśmy przy tym kupę śmiechu. Pamiętam jak żaden z nas nie chciał malcowi zmienić pampersa. Musieliśmy grać w kamień, papier nożyce. Wypadło na Georga, a my śmialiśmy się z tego. Któregoś razu Mike zjadł papierosa... Nie raz spadł z sofy lub innych mebli. Zdarzyło się nawet nam zasnąć gdy go usypialiśmy. Było grubo po dwunastej w nocy, a Mike za nic nie chciał zasnąć. Nieźle się umęczyliśmy próbując dosłownie wszystkiego. Dziecko płakało i płakało, a jak przyszło co do czego to my odpadliśmy,  a chłopiec dalej nie spał... Jak w tych wszystkich komediach gdzie młodzi rodzice nie radzą sobie z wychowywaniem dziecka. Tylko, że to nie był żaden film. To się działo naprawdę.

- Cio to? - spytał się chłopiec odwracając głowę w stronę gdzie siedziałem  trzymając w dłoni puszkę z  napojem. Widząc zaciekawioną buźkę dziecka wstałem z fotela i podszedłem do synka.  Gdy byłem tuż obok niego ukucnąłem przy dziecku i wyjąłem ze stojaka gitarę elektryczną. Malec widząc instrument zaśmiało się poklaskując drobnymi rączkami.

- Gdy będziesz starszy, ta gitara będzie Twoja. - odparłem spokojnie, kontynuując... - Nauczę Cię grać na niej. Kto wie, może kiedyś będziesz lepszy w tym ode mnie. - zaśmiałem się szczerze, a Mike położył rączkę na gryfie i szarpnął za struny. Słysząc odgłos jaki wydała gitara uśmiechnął się zadowolony i powtórzył ową czynność.

- Coś mi się wydaje, że będzie miał smykałkę do gitary. - odparłem dumnie.

- Wie chłopak co dobre! Jak podrośnie będzie wyrywał dziewczyny. Żadna mu się nie oprze na bank! - zaśmiał się długowłosy brunet. - Niezłe ziółko wyrośnie z młodego. W końcu ma po kim się nim stać.  Mike Kaulitz, haha. Brzmi nieźle.



Niemcy, Hamburg 2016 rok;

Grudzień,

Czas leciał naprawdę cholernie szybko. Jeszcze niedawno dopiero co dowiedziałem się, że zostałem ojcem, a Mike skończył już cztery lata w tym roku. Cieszyłem się, że go mam. Był moją dumą. Nie, nie żartuję, mówię poważnie. Szybko rósł. Jak na czterolatka maluch jest dość wysoki i o dziwo jest bardzo mądrym dzieckiem i cholernie ciekawskim. Tak samo jak ja w jego wieku. Czasami śmiałem się sam do siebie. We wszystkim mi przypominał mnie. Dałbym sobie rękę uciąć, że nawet uśmiecha się tak samo.
Antja dzwoniła raz na jakiś czas pytając się co u Mike'a. Rozmawiałem z nią za każdym razem od niechcenia i za każdym razem padało pytanie czy może się z nim spotkać. Jaka była odpowiedź? Odmowa. Tak, jestem skurwielem. Jednak, mogła pomyśleć wcześniej zanim pozbyła się dziecka. Ja nie daję drugiej szansy... Nie ma nawet takiej możliwości. Może i Mike nie ma matki, ale ma rodzinę. Ani razu nie pytał się o nią. W sumie to nawet nie zaprzątam sobie tym głowy. Daje mu wszystko czego zapragnie. Tak, staram się rekompensować mu fakt, że ma tylko jednego rodzica. Pewnie się dziwicie, co? Kiedyś musiałem wydorośleć i spojrzeć trzeźwo na świat. Chłopiec za dużo rzeczy już rozumie żeby popełniać błędy.

- Tatusiu, kiedy będą wreszcie święta? - Mike siedział na puszystym dywanie w przestronnym salonie bawiąc się w wyścigi samochodów. Ja natomiast siedziałem na sofie i bezwiednie spoglądałem na duży telewizor plazmowy, który wisiał na ścianie oglądając jakiś motoryzacyjny niemiecki program.

- Za dwa tygodnie. - odparłem uśmiechając się w stronę syna, który w rączkach trzymał dwie wyścigówki.

- Dopieroo? - zdziwił się chłopiec, a na jego twarzy ukazała się podkówka. - Ja chce już! Tatoo przyspiesz je, proszę!

Zaśmiałem się pod nosem odrywając wzrok od telewizora po czym ulokowałem je na chłopcu, który zerkał w moją stronę dokładnie takimi samymi oczami jak moje.

- Zobaczysz jak te dwa tygodnie szybko zlecą. - odparłem spokojnie.  Mike spoważniał na chwilę po czym na jego beztroskiej dziecięcej buźce pojawił się nikły uśmieszek.

- Nie mogę się doczekać wujka Billa, przyjedzie prawda tatusiu?

- W tym roku to my do niego jedziemy. Zapomniałeś? - uniosłem charakterystycznie do góry lewą brew obserwując dziecko.  Mike wstał energicznie i podszedł do mnie, a tuż po chwili zaczął pchać się na moje kolana.

- Naprawdę? - zadarł do góry główkę czekając aż się odezwę.

- Naprawdę. - poczochrałem mu włosy, a chłopiec mimowolnie zaczął się śmiać.




*



Święta. W Los Angeles w ogóle nie było ich czuć choć nie ukrywam, że było je widać. Na ulicach wszędzie wisiały świąteczne dekoracje, jednak nie było jakiegokolwiek śladu śniegu.  W posiadłości Billa zdecydowanie panowała świąteczna atmosfera.  Nie zabrakło nikogo. Mama i Gordon, Gustav z żoną Meike, Georg, Bill z jego dziewczyną April, ja i Mike. Wszyscy byli oczarowani Mike'em, a On nie mógł się od nikogo odkleić. Dosłownie. Chociaż nasz zespół już dawno przestał istnieć, pamięć o nim nie minęła. Dalej byliśmy najlepszymi kumplami i spędzaliśmy ze sobą czas jak kiedyś. Każdy wydoroślał. Każdy z nas pomału zaczął zakładać swoją rodzinę. 

- Tato, tato, tatusiu... - wołał blondynek biegnąć z przestronnego salonu gdzie stała ogromna przyozdobiona na kolorowo żywa choinka, pod którą leżała masa prezentów. Brązowooki chłopczyk wbiegł w pospiechu do kuchni gdzie wszyscy siedzieliśmy przy stole wspominając stare czasy, żartując i śmiejąc się ze wszystkiego. Chłopiec stanął tuż obok mnie starając się usiąść na moich kolanach. Rozmowy ucichły, a wszyscy skupili swój wzrok na czterolatku. - Kiedy będę mógł otworzyć prezenty? - po pomieszczeniu rozniósł się śmiech. 

- W takim razie idź szukać pod choinką swoich prezentów. - odparłem czochrając malcowi blond czuprynę.  Mike pobiegł pod choinkę szukając pakunków podpisanych z jego imieniem, a my podążyliśmy za nim. 

- Oooo jaa, ciuchcia! - krzyknął uradowany blondynek. - A tu robot i wielki tor wyscigooowy!

Podszedłem do Mike'a i ukucnąłem przy nim podając mu jednocześnie jeden z największych prezentów. 

- Co to tatusiu? 

- Otwórz. - odparłem spokojnym głosem. 

Malec zaczął rozdzierać kolorowy papier w mikołaje, a jego oczom ukazało się duże czarne etui. Otworzył zawiasy i zadarł do góry wieko opakowania. Oczom chłopca ukazała się czarna gitara elektryczna. Nie byle jaka. To był Gibson. Gibson Les Paul Custon, którego do niedawna mu obiecałem. 

- Ona jest moja? Naprawdę jest moja? - dopytywał się chłopiec wpatrując się w gitarę niczym w obrazek dużymi orzechowymi oczami. 

- Tak, jest Twoja. I jeżeli chcesz będę Cię uczyć na niej grać. - odparłem uśmiechając się. 

-Chcę! Chcę umieć grać na niej tak jak Ty tato. Chcę być taki jak Ty gdy urosnę.




*




Wieczór mijał bardzo szybko.  Bill siedział tuż obok Mike bawiąc się z nim nowymi zabawkami. Kobiety rozmawiały ze sobą na chyba dosłownie każdy temat co chwile podniecając się danym tematem rozmów, a Georg, Gustav i Gordon byli pogrążeni w rozmowie na temat muzyki.Nic nowego. Co roku to samo, dosłownie to samo.  Stałem przy oknie przyglądając się temu wszystkiemu gdy nagle poczułem wibrację telefonu. Wyjąłem iPhone'a i nie patrząc na dotykowy wyświetlacz odebrałem połączenie.  

- Wesołych Świąt Tom. - usłyszałem po drugiej stronie melodyjny, kobiecy głos. Doskonale wiedziałem do kogo należał. 

- Nawzajem, Antja. 

-  Wiesz, nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem... - odparła spokojnie wahając się.  Zastygłem w ruchu czekając na kontynuacje zdania, które przerwała. 

- hmm? - mruknąłem do telefonu. 

- Brakuje mi Ciebie, Tom. Ciebie i Mike'a. - dokończyła. Milczałem przez chwilę zupełnie nie wiedząc co jej powiedzieć. Czułem się dziwnie. Naprawdę dziwnie. 

- Nie odbieraj mu szansy. Może mieć zarówno ojca jak i matkę i Ty doskonale o tym wiesz. - ponownie się odezwała. Jej ton głosu był spokojny i opanowany jak nigdy.  - Spróbujmy...

- To będzie Twoja ostatnia szansa Antja. Ostatnia, rozumiesz? - odezwałem się w końcu zachrypniętym głosem w dalszym ciągu rozmyślając czy dobrze robię. 

- A więc wykorzystam ją dobrze. - odparła. - Do zobaczenia, Tom. 

- Do zobaczenia. - rozłączyłem się po czym schowałem telefon do tylnej kieszeni luźnych, szarych jeansów. Swój wzrok skierowałem w stronę synka, a na mojej twarzy zawitał uśmiech.  Czas zacząć wszystko od nowa... W końcu nazywam się Kaulitz. Dla mnie wszystko jest możliwe. 
Taak, jestem Tom Kaulitz, mam dwadzieścia pięć lat, czteroletniego synka poza, którym świata nie widzę i czas pokażę czy przy moim boku będzie kobieta za którą szaleję. Kiedyś prędzej dałbym sobie rękę uciąć niż uwierzyć w to jak drastycznie moje życie się zmieni.  Kto by pomyślał, że w ciągu czterech lat wydorośleje? Że będę mieć syna dzięki, któremu przejże na oczy? Może i życie jest dziwką, które non stop się pierdoli, ale to własnie dzięki niemu mam to co mam i jestem z tego dumny. Na tym kończy się ta historia.  Jak w każdej innej były wzloty i upadki, a co najważniejsze szczęśliwe zakończenie. Tamten Tom nigdy nie zniknie. On w dalszym ciągu we mnie siedzi i siedzieć będzie. Zawsze będę tym samym pewnym siebie, dupkiem rozkochującym w sobie każdą jedną kobietę odbierając im jakiekolwiek nadzieję na szczęśliwe zakończenie ze mną w roli głównej. Jednak życie nauczyło mnie, że trzeba mieć dwa oblicza i dwoma się posługiwać tylko, że... trzeba wiedzieć, które w danej chwili może ujrzeć światło dzienne. 





Szczerze mówiąc troszkę inaczej wyobrażałam sobie drugą część tego one-shotu. Siedziałam nad nią kilka dni. Nie wiedząc czemu ciężko mi było opisać relację pomiędzy Tomem, a jego synem i tu powiem, że nie udało mi się to, tak jak to sobie wyobraziłam. Przypuszczam także, że nie wszystkim spodoba się ta rozbieżność czasowa. Możliwe, że uznacie to za bardzo pogmatwane tudzież namieszane.  Mam tylko nadzieję, że wam czytelnikom przypadnie ta część do gustu. Już niedługo zacznę pracować nad  trzynastym rozdziałem hopeless craving. ;-)

Pozdrawiam,

niedziela, 18 listopada 2012

One-shot/ ...And what am I supposed to say when I'm all choked up and you're okay?

Niemcy, Hamburg 2012 rok;

Noc. Niebo przybrało kolor kobaltowy, a na jego tle mieniły się setki, miliony, a nawet i tysiące malutkich, połyskujących gwiazd, które wydawać by się mogło były ze szczerego złota. W Hamburskiej metropolii od dobrych kilku godzin panowała cisza i ciemność. Był bowiem sam środek tygodnia. Od czasu do czasu po pustej ulicy przejechał samochód na niemieckich blachach. Gdzieniegdzie słychać było miauczenie bezdomnego dachowca, które odbijało się niczym echem, bądź bezpańskiego kundla wałęsającego się po pustych zakamarkach. Szara rzeczywistość. 
Jedno z najbogatszych, prywatnych osiedli w Hamburgu. Kilka ogromnych rozmiarów budynków pięło się do góry. W jednym z nich na przedostatnim, dwudziestym dziewiątym piętrze, w jednym z penthouse'ów świeciło się przyciemnione światło. W tle widać było cień. Ciemna sylwetka należała do mężczyzny. Stał tuż przy szklanej ścianie dzięki, której przed nim rozpościerał się nieziemski widok. Panorama Niemieckiego miasta o tej porze nocy była obłędna. Wprost nie do opisania. Miasto ciche, ciemne, puste. Niczym opuszczone wraz z mieszkańcami, którzy oddali się w objęcia Morfeusza - przygotowywało się na nowy, kolejny, pracowity dzień. Sylwetka poruszyła się. Mężczyzna przyparł do przeźroczystej szyby przedramię opierając się praktycznie całym ciężarem ciała.  Szyby były na tyle grube, że mógł sobie na to pozwolić. Czarne, długie włosy pozaplatane w dredy okalały jego smukłą, zmęczoną twarz. Kilkudniowy zarost dodawał mężczyźnie charyzmy. Brązowe, orzechowe często mylone z czekoladowym odcieniem oczy zmieniły się. Nie było ani krzty tego samego spojrzenia pełnego aspiracji, pasji, namiętności. Ono było puste. Po prostu puste. Wypełniała je niesamowita pustka... Jak studnia bez dna. To samo spojrzenie niegdyś pełne emocji, teraz nie miało ich wcale.  Było zimne. Cholernie zimne i obojętne na wszystko co go otaczało. Był obojętny na ból, cierpienie, miłość. Na ludzi, którzy byli przy nim... Posiadał bardziej oziębłe i lodowate spojrzenie niż sama królowa lodu. Czy można aż tak się zmienić? Tak. Życie to dziwka. Nieustannie się pierdoli. A my za każdym razem przeżywamy rozczarowanie patrząc jak nasz los się pieprzy z minuty na minutę coraz bardziej. I jak tu być optymistą? Najrozsądniejszym rozwiązaniem jest bycie realistą.

Tak. Ten mężczyzna o oziębłym spojrzeniu to ja. Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Tom Kaulitz. Mam dwadzieścia trzy lata na karku, a życie uwielbia pierdolić mnie w dupę. Tuż po rozpadzie Tokio Hotel w lutym 2012 roku przeniosłem się z powrotem do Niemiec. Bill został w Ameryce. Rozwija się jako stylista, dekorator wnętrz oraz projektant mody. A ja? Wybrałem Hamburg. Zawsze lubiłem to miasto.  To było moje miejsce na Ziemi. Razem z Georgiem Listingiem założyłem dobrze prosperujące studio nagraniowe. Każdy z nas po rozpadzie zespołu musiał na nowo stanąć na nogach. Pójść swoją własną ścieżką. Nie ukrywam w tym swojej winy i nigdy ukrywać jej nie będę. Zespół przestał istnieć przeze mnie. Przedawkowałem. Sięgnąłem dna. Nic się dla mnie nie liczyło oprócz narkotyków, alkoholu i dziwek. Co więcej, dalej bez tego nie potrafię się obyć. Jestem narkomanem, alkoholikiem i lubię seks. Życie jest po to aby z niego korzystać. Jednak jak widać ja korzystam z niego podwójnie, a może i nawet potrójnie. Nie oszukujmy się... Jak masz pieniądze, możesz mieć wszystko. Możesz sięgnąć nieba, obracać się w najwyższych sferach, przebierać w najlepszych panienkach, spijać najlepsze trunki i jeść przysłowiowe wisienki z tortu. Tak, jestem Tom Kaulitz narcystyczny casanova, który nie dba o niczyją opinię. Otaczający się ludźmi jedynie tymi, którzy na to zasługują. Pieprzący najdroższe dziwki, a za sprawą jednego spojrzenia i uśmiechu mogę mieć wszystko to czego dusza zapragnie. Zazdrościsz? Powinieneś. Tu życie toczy się na moich zasadach i każdy rozsądny człowiek o tym wie. Nikt nie wchodzi w drogę Tomowi Kaulitz. 




*



Straciłem rachubę czasu. Nie wiedziałem, która jest godzina, jaki dzisiaj jest dzień. Siedziałem na zamszowej, czerwonej sofie w kształcie księżyca, która znajdowała się praktycznie na samym środku przestrzennego salonu. W palcach obracałem zwinnie skręconego jointa. W powietrzu unosił się zapach świeżo rozkruszonego topa, a tuż po chwili jego zapach, gdy go podpaliłem. Zaciągnąłem się mocno i przytrzymałem dłuższą chwilę dym w płucach. Po chwili gęste niemalże białe obłoczki unosiły się nad moją głową. Z każdym buchem czułem się coraz bardziej błogo i lekko. Na szklanym stoliku przede mną leżała mała przeźroczysta torebeczka wypełniona po brzegi białym, sypkim proszkiem. Kokaina. Moja jedyna miłość. Biała przyjaciółka na dobre i na złe. Była jak lekarstwo na cały ten pojebany syf. Na cały pierdolony świat, który mnie otaczał. Kokaina była jak kobieta. Dawała tyle samo radości co dziwka podczas ostrego seksu. Ta sama euforia. Ta sama błogość i spełnienie. Tyle, że ona pozostawała na dłużej.
Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk stukania do drzwi. Odgiąłem głowę do tyłu spoglądając zamglonymi oczami w stronę małego przedpokoju skąd dochodziło stukanie. Gdyby tak chciało mi się jeszcze tam iść... Z ledwością podniosłem się i ciężkim krokiem skierowałem się w tamtą stronę.  Gdy stałem tuż przed drzwiami chwyciłem za mosiężną klamkę i pociągnąłem do siebie z zamachem.

- Nie zamawiałem dzisiaj dziwki. - odparłem po chwili namysłu gdy moim oczom ukazała się wysoka aczkolwiek drobna brunetka. Patrzyłem na nią i mógłbym przysiąc  że własnie jej boskie, pełne i kuszące usta skrzywiły się na dźwięk mojego zachrypniętego głosu.  Uniosłem do góry lewą brew, a mój wyraz twarzy ukazywał zdezorientowanie całą tą sytuacją. Jedyne co utkwiło mi z jej wyglądu w głowie to te usta. Te pełne, wydatne, kuszące usta... Nagle poczułem niesamowitą chęć pocałowania ich... Jednak szybko się opamiętałem.

- Zjarałeś się? - skądś kojarzę ten głos. Delikatny, melodyjny, kobiecy. Przeszły mnie ciarki. Zmrużyłem oczy, a na moim czole pojawiły się poziome linię gdyż je zmarszczyłem. - I po co ja się pytam. Oczywiście, że tak.  - znowu się odezwała, a tuż po chwili niemalże wepchnęła mnie do mojego mieszkania wpychając się do środka. Cofnąłem się kilka kroków, a dziewczyna zwinnie wyminęła moje ciało. Co jest grane?

- Nie mów, że mnie nie pamiętasz Tom. - odparła nieco spokojniej. Jej ciało wykonało obrót i z powrotem stała twarzą do mnie. Uniosła brew do góry, a jej twarz nabrała charakterystycznego wyrazu. Była taka realna i nie realna w jednym. Miała w sobie tyle sprzeczności, które widać było gołym okiem. - Nie pamiętasz...

- Eeee... - wydałem z siebie dziwny dźwięk, a moja twarz w dalszym ciągu nie ukrywała zdziwienia. Ugh, gdybyście czuli to co ja. Nie polecam takich sytuacji podczas upalenia się ziołem. To tak jakbyście na siłę próbowali wytrzeźwieć jednak wszystkie próby idą na marne. Kurwa.

- To ja, Antja. - odezwała się ponownie. - Poznaliśmy się rok temu. Na odwyku... - jej słowa dały mi do myślenia. Wszystkie wspólne wspomnienia niczym obrazy odświeżyły się w pamięci, a na mojej twarzy pojawił się nikły, figlarny uśmiech. O tak, tej dziewczyny nie zapomnę do końca życia. Oprócz tego, że wspaniale się pieprzyła to była idealną kompanką do zwariowanych akcji. Nie sposób wszystkiego spamiętać i o wszystkim opowiedzieć. Uwierzcie. Tyle się wydarzyło...

- Teraz pamiętam. - odparłem nieco weselej podchodząc żwawym krokiem do brunetki. Tuż po chwili trwaliśmy w objęciach. Była taka ciepła...

- Ładnie się urządziłeś widzę. - odparła wesoło rozglądając się zaciekawionym wzrokiem po penthousie. - Słyszałam o zespole. Przykro mi z tego powodu, naprawdę. Byliście świetni!

- Nie zaczynaj. Było minęło, każdy poszedł własną drogą. - machnąłem ręką.

- Twoja niewiele się zmieniła. - rzekła hardo. Zmarszczyłem czoło wlepiając swój przeszywający wzrok w jej zdeterminowaną twarzyczkę. - Myślałam, że z tym skończyliśmy.

-  My? - zdziwiłem się. Jednak po chwili kontynuowałem obojętnym tonem. -To nie takie proste...

- Nie, Tom. To Ty to utrudniasz. - jej słowa zabolały? Nie. Tak na dobrą sprawę starałem się nie słuchać tego co do mnie mówiła. Jej usta poruszały się zgrabnie, a z nich wydobywał się dźwięk. Dźwięk, który ignorowałem. - Słuchasz mnie Kaulitz? - zwróciła się po nazwisku. Moje spojrzenie mimowolnie z jej ust przeniosło się na kocie, zielone oczy brunetki. Nie lubiłem tego. Jeżył mi się włos na karku gdy słyszałem jak ktoś zwracał się do mnie po nazwisku. Poruszyłem się niespokojnie, a dłonie zacisnąłem w pieści aż pobielały kłykcie.

- Wiesz, ze tego nie toleruję. - odparłem szorstko podchodząc do okna.

- Inaczej do Ciebie nie dotrę, Tom.

- Nikt Ci nie każe. Ktoś Cię tu w ogóle zaprosił? - z sekundy na sekundę stawałem się coraz bardziej obojętny i szorstki. Usłyszałem kroki. Była coraz bliżej mnie. Poczułem dłoń na swoim ramieniu. Przeszło mnie ciepło.

- Daj sobie pomóc. - odwróciłem głowę w jej stronę. Na jej twarzy malowała się troska. Niepotrzebna. Doskonale sobie radziłem...

- Pomóc? Nie potrzebuję pomocy. - odparłem hardo przymrużając oczy. - Taki był twój cel? Chcesz mi pomóc, choć tak naprawdę sama jej potrzebujesz. To jest żałosne Antja. - zaatakowałem ją.

- Nie, Tom. To Ty jesteś żałosny. - krew się we mnie zagotowała. Zerwałem się jak oszalały, a tuż po chwili plecy brunetki uderzyły o ścianę z impetem. Z jej ponętnych, pełnych ust wydobył się cichy jęk. Miała zamknięte oczy, czułem i widziałem jak cała drżała. Bała się. Bała się mnie. W moich oczach zażył się ogień. Byłem wściekły. Złość sięgała zenitu. Ja żałosny? Tom Kaulitz nie jest żałosny! Uchyliła powoli powieki. Ta kocia zieleń jej oczu... Głęboka, pełna emocji. Widziałem strach w tym spojrzeniu... Zastygłem.

- Nigdy więcej nie waż się tak mówić. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby, a uścisk na szyi brunetki rozluźnił się nieco. Nasze ciała w dalszym ciągu przylegały do siebie mocno. Czułem jej zapach. Jaśmin. Pachniała jaśminem, a jej włosy owocami. Czułem szybkie, rytmiczne bicie serca. Ponownie spojrzałem na jej wydatne, brzoskwiniowe usta. Tak kuszące, cholernie kuszące...  Nie wytrzymałem. Zbliżyłem swoją twarz do jej i musnąłem wargi brunetki. Oszołomiona znieruchomiała. Musnąłem je po raz drugi, pewniej i śmielej. Smakowały jak truskawki. Takie miękkie. Zapragnąłem więcej. Pogłębiłem pocałunek. Mój język rozchylił delikatnie jednak zdecydowanie jej wargi i wtargnął do środka. Oddała się. Oddała się zupełnie moim pieszczotom. Całowałem zawzięcie i żarliwie. Pewnie i rozkosznie. To była gra zmysłów... Poczułem przypływ gorąca. Nagle powietrze wokół nas stało się gęste i ciepłe. Po chwili zapanowała duchota. Od środka krzyczałem. Gotowałem się. Czułem jak wszystkie emocje kłębiły się we mnie czekając aż wszystko wybuchnie... Dłonie dziewczyny powędrowały pod moją koszulkę. Gładziła opuszkami palców po moim ciele. Przeszedł mnie dreszcz. Szybko pozbawialiśmy się swoich ubrań.  Moja koszulka, jej bluzka. Moje spodnie, jej stanik... Kurwa, pragnąłem jej tak bardzo. Czułem jak moje podniecenie staje się coraz mocniejsze. Brunetka poddawała się każdemu mojemu zabiegowi i pieszczotom. Nie trzeba było być geniuszem żeby wiedzieć, iż wylądowaliśmy w łóżku.  Pieściliśmy siebie nawzajem. Każdy dotyk był taki dokładny. Seks ten był bardzo dobry. Dziki i nieco perwersyjny. Pieprzyliśmy się trzy razy w ciągu jednego dnia. Ochota nie mijała mi. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co cholernie mocno mnie przyciągało... Miała coś czego innym kobietom brakowało.  Potrafiła mnie urzec w sposób jaki inne nie umiały.

- Nie jestem Twoją kolejną zabawką, Tom. - odezwała się zaczerpując co chwilę powietrza. Jej w dalszym ciągu przymglone oczy spoglądały w moją stronę. Twarz miała bez jakiegokolwiek wyrazu. Przez chwilę wydała mi się zużyta.

- Taak... Własnie w doskonały sposób mi to pokazałaś. - zakpiłem z niej przewracając teatralnie oczami. Tuż po chwili spoglądając w jej stronę na mojej twarzy ukazał się bezpruderyjny uśmiech. Sięgnąłem po skręta. Odpaliłem zapalniczkę i podpaliłem jego końcówkę zaciągając się mocno. Marihuana. Moja druga miłość. Joint po seksie był równie dobry jak i przed. On zawsze jest dobry, zawsze smakuje tak samo, a mi będzie ciągle mało.

- Nie poznaję Cię Tom.

- Zmieniłem się jak widzisz. - odparłem wypuszczając gęsty, biały dym z płuc. Po chwili kontynuowałem swoją wypowiedź. - Tamten Tom był naiwny.

- Miał uczucia w przeciwieństwie do Ciebie. - zaznaczyła.

- To uczucia do tego stanu mnie doprowadziły. Zrozum to wreszcie. - mój głos znowu stał się nieprzyjemnie zimny, a oczy bez wyrazu. Zaciągnąłem się kilka razy. Zapach trawy w błyskawicznym tempie rozszedł się po całym mieszkaniu.

- Tak masz rację. Najprościej wyzbyć się emocji i nic nie czuć. Jesteś tchórzem. - to był cios poniżej pasa. Zacisnąłem zęby... Złość gotowała się we mnie ponownie dzisiejszego dnia. Ta kobieta doskonale wiedziała jak wyprowadzić mnie z równowagi.

- Teraz będziesz się na mnie wyżywać, bo Cię przeleciałem? - zakpiłem śmiejąc się gorzko.  Nie musiałem długo czekać by poczuć na swoim policzku piekący ból. Dostałem w twarz. Jednak mimo to nie pożałowałem swoich słów.  - Masz ciętą rękę jak na dziewczynę. - odparłem spokojnie.

- Cholera, do Ciebie nic nie dochodzi? - oburzyła się rozkładając ręce.

Nie odpowiedziałem. Wstałem z łóżka i podszedłem do małej komody na przeciwko łóżka. Wyjąłem z niej mały pakunek, a także lusterko i portfel. Po chwili z powrotem siedziałem na łóżku. Rozsypałem biały proszek na lusterko, a wyjętym wcześniej banknotem z portfela rozdzieliłem go na trzy długie kreseczki. Zwinąłem banknot w cieniutki rulonik i przystawiłem go do nosa. Pierwsza kreska zniknęła... druga, trzecia. Wciągnąłem proszek dobrze i spojrzałem w stronę brunetki.

- Chcesz?  - wyciągnąłem w jej stronę rulonik.

- Zwariowałeś?!

- Nie zgrywaj takiej cnotki Antja. Doskonale pamiętam co wyrabialiśmy na odwyku. Nie chciałabyś tego powtórzyć? - uśmiechnąłem się cwaniacko obracając w palcach zwinięty banknot. Dziewczyna zmieszała się. Widziałem jak walczyła sama ze sobą przez chwilę. Ulegnie mi. Zawsze ulegała.

- Cholera, Kaulitz...  - wyrwała z mojej dłoni banknocik i delikatnie chwyciła za lusterko na którym wysypałem nowy proszek. Podzieliła go na trzy ścieżki i szybko wciągnęła każdą po kolei.

- Grzeczna dziewczynka. - oblizałem usta zahaczając językiem o metalowy, zimny kolczyk.

Nie trzeba było długo czekać na efekty. Szybko poczułem jak ogarnia mnie euforia. Czułem się coraz lepiej. Ogarniała mnie błogość... A jedyne co mój mózg potrafił jeszcze zarejestrować to półnaga brunetka siadająca na moich kolanach. Tuż po chwili zaczęła mnie drapieżnie całować, a mój mózg przestawał racjonalnie myśleć...




Niemcy, Hamburg 2013 rok;

Pierwszy września. Dzisiejszego wieczoru świętowałem swoje dwudzieste czwarte urodziny. Jeden z Hamburskich nocnych klubów. Powoli zbliżała się dwudziesta trzecia w nocy. Wewnątrz klubu była masa ludzi. Duchota jaka panowała w pomieszczeniu mieszała się z potem, zapachem alkoholu i dymem papierosowym. Muzyka dudniła głośno. Nie słyszałem nawet własnych myśli. Siedziałem przy jednym ze stolików w loży dla vipów wraz z kumplami. Na okrągłym szklanym stoliku stało mnóstwo różnorodnych trunków począwszy od Whiskey i kończąc na Czystej. Zabawa dopiero się zaczynała dla nas. Czułem jak alkohol dodaje mi przysłowiowych skrzydeł. Mój mózg pracował na coraz to wolniejszych obrotach, a zdrowy rozsądek już dawno poszedł w niepamięć. Kurwa, jak ja kocham ten stan... Jeden z kumpli zawołał kelnerkę. Była młoda i seksowna. Ubrana w obcisłą bluzeczkę i krótką spódniczkę. Na nogach miała wysokie obcasy. Patrząc na nią wyobraźnia nasuwała sama sobie przeróżne obrazy i fantazje... Drugi z kumpli skomentował wulgarnie jej ubiór. Zaśmiałem się perfidnie przytakując mu. Nie kryłem się z tym iż mój wzrok utknął w jej głębokim dekolcie.

- Whiskey z lodem. - odparłem podnosząc swoje bezczelne spojrzenie z jej piersi na oczy. Kelnerka zanotowała zamówienie w swoim małym notesiku po czym odeszła szybkim krokiem.

- Kurwa, idę wyrwać jakaś laskę, bo cisnienie mi się zwiększa. - odezwał się Andreas, mój najwierniejszy i najlepszy przyjaciel. Przytaknąłem mu głową uśmiechając się cwaniacko. Andreas był taki jak ja. Doskonale się rozumieliśmy. Już w gimnazjum wyrywaliśmy i zaliczaliśmy najlepsze laski w szkole. Gdy kelnerka przyniosła moje zamówienie opróżniłem szklankę jednym duszkiem po czym odstawiłem ją na stolik. Postanowiłem również rozejrzeć się po klubie. Przedzierając się przez tłum tańczących ludzi upodobałem sobie jako cel bar stojący tuż przede mną. Oparłem się o niego. Stąd miałem idealny widok na całe pomieszczenie. Czułem jak alkohol przejmuje nade mną kontrolę jednak nie poddawałem się tak łatwo. Nie byłem pijany na tyle, by usiąść w koncie i spać... Ni stąd ni zowąd przede mną pojawiła się cholernie seksowna blondynka. Tańczyła na parkiecie zupełnie sama. Otaczali ją jedynie śliniący się niczym kundle faceci wygłodniali jakichkolwiek kobiecych pieszczot. Zaśmiałem się w duchu. To był naprawdę komiczny widok. Gdyby tylko chciała zrobili by dla niej dosłownie wszystko. Spojrzała się w tańcu kilka razy w moją stronę. Bawiła się, kusiła swoim ponętnym ciałem. Wiedziałem, że sobie pogrywa. Zaczepia... Postanowiłem przejąć pałeczkę. Dj akurat puścił czarną muzykę, hip hopowy kawałek zapowiadał się naprawdę klimatycznie. Stanąłem tuż za blondwłosą dziewczyną i położyłem dłonie na jej tali poruszając ciałem w rytm muzyki. Ocierała się o mnie. Jej ciało przylegało do mojego... Poczułem jej krągłą pupę przylegającą do mojego krocza. Jęknąłem cichutko przymykając oczy. Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. jej twarz była anielska. Uśmiechnęła się zadziornie, a tuż po chwili oboje doskonale wiedzieliśmy czego pragniemy w tej chwili. Nie zwracając jakiejkolwiek uwagi na bawiących się ludzi podążyliśmy w stronę toalet. Zamykając kopnięciem za sobą drzwi szarpnąłem blondynkę za rękę, a ona natychmiast wylądowała w moich ramionach. Nie patrząc na nic zaczęliśmy się namiętnie całować... Przywarła plecami do zimnych kafelek, a ja do niej. Dźwignąłem jej lekkie ciało, a dziewczyna szybko objęła mnie w pasie swoimi długimi, szczupłymi nogami.

- To jak masz na imię? - szepnęła z ledwością pomiędzy zachłannymi pocałunkami. Jej dłonie były dosłownie wszędzie. Pod moją koszulką, gładziła dłońmi brzuch, tors, szyję, plecy... Długie paznokcie dziewczyny zostawiały po sobie czerwone ślady na mojej skórze.

- Tom. - odparłem całując żarliwie i wulgarnie jej szyję i dekolt.

- Chloe. - szepnęła prosto do mojego ucha przygryzając delikatnie jego płatek. Po moim ciele przeszedł dreszcz.  - Pieprz mnie mocno, Tom. - dodała liżąc mój policzek. Tuż po chwili nasze spojrzenia spotkały się. W jej oczach było coś, coś przyciągającego. Były jak dwa magnesy. Nie musiała dwa razy powtarzać... Reszta potoczyła się sama. Weszliśmy do jednej z kabin. Podwinąłem do góry jej obcisłą, czarną sukienkę, a stringi zadarłem na bok. Sprawnie rozpiąłem spodnie, a tuż po chwili materiał zsunął się na sam dół, lądując na najnowszych air maxach. Wszedłem w nią z impetem. Jęknęła gardłowo. Poruszałem się szybko i mocno. Za każdym razem z jej ust wydobywały się ciche, rozkoszne pojękiwania dzięki którym na mojej twarzy widniał triumfalny uśmieszek.
Po skończonym stosunku siedzieliśmy w kabinie paląc krak w fifce. Nie było mi dużo trzeba aby odlecieć... Euforia ogarnęła mnie bardzo szybko. Mózg wyłączył się, a ja razem z nim. Urodziny mogę zaliczyć do udanych...




*




Obudziłem się we własnym łóżku. Głowa mi pękała, jakby zaraz miała eksplodować. Światło dzienne raziło mnie w oczy. Kurwa. W pamięci miałem jedną, wielką, czarną dziurę. Nie pamiętałem praktycznie niczego...  Moim ostatnim wspomnieniem była seksowna blondynka. To wszystko. Spojrzałem w stronę komody. Tam bowiem znajdowało się wszystko czego teraz było mi potrzeba do szczęścia. Sięgnąłem po gotowego jointa i odpaliłem. Poczułem ogromną ulgę i spełnienie gdy dym dotarł do moich płuc. Przymknąłem powieki z powrotem kładąc się na łóżku. Spełnienie, cudowne spełnienie i błogość...  Nagle usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Poczułem jak głowa zaczyna boleć mnie coraz mocniej... Z całego serca nienawidziłem w tej chwili osoby, która przerywała mi moje męczarnie... Ostatkami sił dźwignąłem się i wyczołgałem w stronę przedpokoju. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem w moją stronę. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach nikogo nie było. Nagle usłyszałem coś z dołu, ciche gaworzenie, a po chwili płacz dziecka? Niee, to nie możliwe. Zwróciłem oczy ku posadzce.... Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Zesztywniałem... Pod moimi drzwiami, na wycieraczce w małym nosidełku leżało dziecko... Co to kurwa ma być? Ktoś sobie ze mnie jaja robi? Zacząłem się denerwować. Kto normalny zostawiłby dziecko pod czyimiś drzwiami. No kto do cholery jasnej? Mrugnąłem kilka razy wlepiając oczy w niemowlaka, który przyglądał się mi z zaciekawieniem. Przyjrzałem się dziecku bliżej, tuż obok jego rączki leżała koperta. Szybko ją chwyciłem i otworzyłem. To był błąd...


Tom, 

Tak, nie wydaje Ci się... to Twoje dziecko, a raczej nasze. Zostawiam je pod Twoją opieką ponieważ mam głęboką nadzieję iż dzięki niemu inaczej spojrzysz na świat. To nie są żarty. Stąpasz po cienkiej linii, Tom. Daj sobie pomóc. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to iż trzymałam dziecko w tajemnicy... Kiedyś zrozumiesz. Jesteś ojcem i jak przystało na ojca wydoroślej... Ma na imię Mike.

                                                                                                                                      Antja. 


Co kurwa? To się nie dzieje naprawdę... To dziecko jest moje? Nie, ja śnię .. To tylko sen. Tom uspokój się, to tylko sen. Kurwa mać. To nie jest żaden pierdolony sen... Co ja teraz zrobię? Nie nadaję się na ojca. To nie wchodzi w grę. Mam własne życie i swoje problemy. Nie potrzeba mi do tego dziecka. Sięgnąłem szybko po rączkę od fotelika i wniosłem je do mieszkania. Jeszcze by brakowało żeby jakaś wścibska sąsiadka dowiedziała się o tym bachorze. Zacząłem nerwowo chodzić w kółko. Chwila... Antja. Tak zadzwonię do niej... Nie może mnie zostawić tak na lodzie. Przecież ja kompletnie nie wiem jak wychowuje się dzieci!  Sięgnąłem po iPhone'a i wybrałem numer brunetki. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...

- Spodziewałam się, że tak szybko zadzwonisz... - po drugiej stronie usłyszałem melodyjny głos dziewczyny.

- Jaja sobie kurwa ze mnie robisz? Zabieraj to dziecko, ale już! - krzyknąłem do telefonu.

- Nie ma mowy Kaulitz. To Twoje dziecko. Jakoś rok temu nie przyszły Ci do głowy jakiekolwiek konsekwencje więc teraz masz...

- Skąd ta pewność, ze jest moje?

- Przyprzyj się mu. Wygląda dokładnie tak jak Ty... - odparła dużo spokojniej. - Tom, nie mam pieniędzy aby go utrzymać i wychować. Wiem, że będziesz dobrym ojcem. Nie proszę o wiele...

- Pojebało Cię dziewczyno?! Co? Nie, nie rozłączaj się... Kurwa mać! - rzuciłem telefonem o ścianę, a on rozleciał się na kilka części... Mój wzrok ponownie skierował się w stronę spokojnego dziecka. Chłopiec miał duże brązowe oczy, mały zadarty nosek i dokładnie taki sam pieprzyk na policzku... Wyglądał dokładnie tak samo jak ja gdy byłem w jego wieku... Cholera, to mój syn. Koniec z rozpustnym życiem...

- I co ja teraz zrobię? Poprawka, co my teraz zrobimy Mike, hm?




Naszła mnie myśl na napisanie one-shota i oto jest. Po raz pierwszy mam styczność z nim więc nie koniecznie może być udany. Ocenę zostawiam wam. Starałam się jak mogłam. ;-) 

Pozdrawiam,