Wrzesień,
Wszystkie brukowce w Niemczech jak i na całym świecie miały o czym pisać. Na plotkarskich portalach aż huczało o małym potomku starszego Kaulitza. Ich nagłówki miały prosty i wyrazisty przekaz, który roznosił się niczym echo: "Exclusive: Tom Kaulitz ojcem!" , "Były Gitarzysta Tokio Hotel został ojcem. Musisz to przeczytać!" , "Nieokrzesana gwiazda Tom Kaulitz (l.24) tatą?!". Jednych to szokowało, drugich nie. Każdy wiedział iż Tom Kaulitz lubił przygody na jedną noc, a kobiety z jakimi łapali go wprawieni paparazzi, fotografowali muzyka niemalże na każdym kroku, zdjęcia natychmiast lądowały we wszelakich pisemkach. One Night Stand? To jego konik. Każda jedna zabiła by za noc z niemieckim gitarzystą. Jedno spojrzenie, jeden uśmiech i były jego. To prawie tak jakby miał wypisane na twarzy: chcesz się pieprzyć? Tych złamanych kobiecych serc było nie do zliczenia... Dziewczyny myślące, iż po jednej nocy spędzonej z gitarzystą, swoim idolem posiadły go, złapały w swoją własną sieć miłości. Jednak to tak nie działało... On tak nie działał... Nie znał miłości i poznać jej nie chciał. Jedyne uczucie jakie w nim się tliły to żądza, nienawiść pragnienie posiadania każdej... Był okrutny pod tym względem ponieważ dawał im nadzieję. Nadzieję, która była zbyt szybko i zbyt pochopnie odbierana. Każdy, nawet On się w tym gubił, a teraz miał zmienić swój styl życia dla jednej, małej istotki, o której istnieniu do niedawna nie miał bladego pojęcia? Która przyszła na ten świat pełen syfu zupełnie niechciana? Brutalna prawda.
Tak, czy ja już nie wspominałem kiedyś, że życie to dziwka? Życie naprawdę lubi pierdolić mnie w dupę. Cholera. Ja naprawdę zostałem ojcem... Szokujące, ale prawdziwe. Wszyscy oczekują, że się zmienię dzięki Mike'owi. Mogła chociaż lepsze imię mu wybrać. Mike? Poważnie? Od razu trzeba było nazwać go Myszka Miki. To prawie to samo. Kurwa. Kiedy to się stało. Mam dopiero dwadzieścia cztery lata. Kupę lat przed sobą, które w dodatku chciałem przeżyć zupełnie inaczej. Bez dodatkowej przeszkody, którą okazało się dziecko. Siedziałem przy drewnianym, dużym prostokątnym stole w kuchni. Przede mną leżały brukowce wypisujące o mnie od niedawna wszystkie brudy. Sięgnąłem po pierwszy lepszy zaciekawiony tych bredni, które wypisują i co najśmieszniejsze prawdziwe... Bild.
"Były gitarzysta Tom Kaulitz (l.24) jednego z najpopularniejszych zespołów w Niemczech mianowicie Tokio Hotel, aktualnie współzałożyciel Musikboxxx Studio Records niedawno został ojcem. Kiedy to się stało? Do niedawna ten nieokiełznany muzyk, który podbije serce niemalże każdej kobiety zarzekał się, że szybko rodziny nie zamierza założyć, a tu proszę. Los lubi płatać figle! Jedyne informacje jakie udało nam się zebrać na temat potomka muzyka to takie iż Tom doczekał się syna. Zgadujemy, że maluch jest uroczy i wdał się w swojego tatę! Miejmy nadzieję, że już wkrótce będziemy wiedzieć trochę więcej o malcu! Jednak najbardziej nas ciekawi to czy młody tata podoła temu zdaniu? Co z jego stylem życia? Dobrze wiemy z czego słynie Tom Kaulitz. I najciekawsze... Czy młody Kaulitz podąży ścieżką taty? Czy podbije świat i serca dziewczyn tak jak On? I najważniejsze pytanie: Kto jest mamą?! Bądźcie na bieżąco razem z nami! A młodego tatę pozdrawiamy!"
Pierdolone szmatławce. Przed nimi nic się nie ukryje, zupełnie nic. Tacy jak ja nie mają własnego życia. Chcesz być sławny? Licz się z tym, że nie będziesz znał takiego słowa jak prywatność. Ona nie istnieje. Możesz ukrywać wszystko, a paparazzi i tak Cię dopadną. To ich fach, są w tym piekielnie dobrzy. Skurwysyny zajrzą do każdej dziury. Nawet nie przywykłem do roli ojca, a oni już o wszystkim wiedzą...
Był późny wieczór. Bodajże dwudziesta druga. Przymknąłem zmęczone powieki, a dłońmi masowałem obie skronie. Cholera co robić? Co robić... Po mieszkaniu rozniósł się huk. Z impetem uderzyłem pięścią z całej siły o drewniany stół, a po chwili słychać było tylko płacz małego dziecka. Jeszcze tego mi brakowało... Energicznie wstałem, a krzesło odsunęło się do tyłu. Podłoga zapiszczała pod wpływem odsuwanego z zamachem mebla. Swoje duże kroki skierowałem w stronę salonu. Na czerwonej, zamszowej sofie leżało dziecko. Malec nie wyglądał jakby miał zamiar zaraz przestać płakać. Było zupełnie na odwrót. Cholera. Nachyliłem się nad nim niepewnie. Był taki mały. Taki kruchy. Machał rączkami we wszystkie strony. Twarz miał czerwoną od płaczu, a oczka zaciśnięte mocno. Przygryzłem dolną wargę wahając się przez chwilę. Kilka dni temu dowiedziałem się, że jestem ojcem. Kilka dni, a jak życie człowieka może się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Wyciągnąłem powoli dłonie w jego stronę, a tuż po chwili objąłem jego silnymi rękoma i uniosłem powoli do góry. Trzymałem go tak w powietrzu o prostych rękach przyglądając się grymasowi na dziecięcej buźce. Cholera, to nic nie daje. Zgiąłem ręce w pół, przytulając do siebie delikatnie malca. Czułem się dziwnie i nieswojo. Dziecko wtuliło się we mnie, a płacz ustał. Poczułem ciepło na torsie, ciepło bijące od chłopca. Udało się? Głaskałem delikatnie otwarta dłonią plecy niemowlaka. W tej chwili cieszyło mnie jedno: płacz ustał.
Nienawidziłem Antji z całych sił. Jak można przez rok czasu ukrywać ciąże? Nie pisnąć ani słówkiem?! To nierealne i niewłaściwe. Podrzuciła mi dziecko jak bezdomnego kundla pod drzwi. Nie mówiąc o niczym, zostawiając jedynie nic nie warty liścik. Cholera, Ona chciała mnie pouczać? Trzeba było się wtedy nie pieprzyć ze mną, to by i bachora nie było, proste. Z resztą kto jak kto, ale ja na pewno nie powinienem jej oceniać. Sam nie jestem lepszy. Nigdy nie byłem właściwie... Zawsze uważano mnie za tego złego Kaulitza. Tego drugiego pod względem moralnym. Nikt nie brał mnie na poważnie. Na taki status i szacunek sobie zapracowałem. Nie traktowałem nikogo na serio, więc nikt nie traktował mnie na poważnie... Takie reguły rządziły dzisiejszym światem. Pierdolonym światem. Życie było dla mnie jednym wielkim żartem. Właściwie to wszystko obracałem w żart. Taki jestem. Żyłem i żyć dalej będę z dnia na dzień. Carpe Diem.
Nagle poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni. W końcu ktoś sobie o mnie przypomniał, albo przeczytał te jebane szmatławce o dziecku... Lepiej żeby to nie dzwoniła Antja. Dla jej dobra powinna siedzieć cicho i nie dawać o sobie przez najbliższy miesiąc znaku życia. Wyjąłem iPhone'a zerkając na duży dotykowy wyświetlacz.
Mom anrufe.
Świetnie. Po prostu świetnie. Tego mi jeszcze trzeba było. Od niechcenia odebrałem połączenie przybliżając urządzenie do ucha z miną zbitego psa. Doskonale wiedziałem co mnie czekało...
- Czy Ty jesteś nie poważny dziecko? Co to ma znaczyć do jasnej cholery? Dlaczego dowiaduję się o wnuku z prasy a nie od własnego syna? Wytłumacz się, natychmiast! - pięknie. Nie ma to jak wkurwiona matka.
- Kiedy miałem Ci o nim powiedzieć? - odparłem usiłując się na spokojny ton głosu.
- Miałeś na to dziewięć miesięcy, Tom! - krzyknęła do telefonu. Zacisnąłem mocno zęby. - Jak zwykle wszystko przede mną ukrywasz. Dlaczego o takich sprawach muszę dowiadywać się przez prasę, dlaczego?!
Zamknąłem powieki oddychając spokojnie. Cholera. Gdybym chociaż miał te pieprzone dziewięć miesięcy wszystko potoczyło by się zupełnie inaczej! Łatwiej? Możliwe.
- Dowiedziałem się o nim kilka dni temu, więc jak miałem Ci powiedzieć mamo o własnym dziecku dziewięć miesięcy temu? - wyrecytowałem lekko poddenerwowany. Starałem się mówić spokojnie, nie wybuchnąć złością. To było naprawdę kurewsko trudne.
- Co proszę?! Spłodziłeś dziecko i nawet o nim nie wiedziałeś? - Simone krzyknęła po raz kolejny. teraz to się dopiero zacznie. - Może chcesz coś jeszcze mi powiedzieć Tom, hmm? Powiedź jeszcze, że matką chłopca jest zwykła kurwa... Zwykła dziwka, z którymi miałeś w zwyczaju sypiać po koncertach! Doskonale Cię znam Tom. Znam Twoją naturę. Zawsze byleś i jesteś taki jak Twój ojciec... Twoje czyny dziecko są tylko potwierdzeniem.
Milczałem. Milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć własnej matce. Uderzyła w mój czuły punkt, a ja stałem nieruchomo wpatrując się przed siebie w dal... Moja twarz wyrażała pustkę, zupełną pustkę. Kurwa mać! Moja własna matka wypowiedziała słowa, których bałem się, i od których uciekałem jak najdalej. Nienawidziłem ojca za to co nam zrobił. Za to, że nas opuścił, za to, ze złamał serce mamie. A dzisiaj zostałem do niego przyrównany... Tom Kaulitz, złe nasienie... Syn, człowieka nic nie wartego. Chcecie wiedzieć co człowiek w takich momentach czuje? Nie czułem niczego oprócz złości i furii jaka powoli mnie ogarniała, a z drugiej strony żal. Żal do samego siebie, że uległem tym wszystkim pokusom stając się coraz bardziej podobny do ojca. Mogłem temu zaradzić. Za każdym razem mogłem, ale nie chciałem. Zawsze wolałem proste rozwiązania. Wybierałem proste drogi, na skróty i oto tego efekty.
- Takim mnie widzisz? - odparłem bez jakichkolwiek emocji do telefonu trzymanego z całych sił w dłoni. Ton głosu nie wyrażał niczego. Był oziębły, a wyczuć to było można na kilometr. Po drugiej stronie usłyszałem tylko łkanie własnej matki, a po chwili połączenie zostało urwane.
Niemcy, Hamburg 2015 rok;
Koniec sierpnia,
Czas leciał bardzo szybko, a Mike rósł jak na drożdżach. Początkowo wszyscy byli zszokowani jak ja sobie z tym wszystkim sam poradzę. Byłem negatywnie do tego nastawiony. Paparazzi nie odpuszczali. W gazetach roiło się od niusów i zdjęć na temat Mike'a i mnie. A co najgorsze, nie zapowiadało się na to aby przestali za nami ganiać. Wręcz przeciwnie było im ciągle mało... Wszyscy zaakceptowali i pokochali malucha. Najbardziej chyba Bill. On go wprost ubóstwiał. Za każdym razem gdy przyjeżdżał do Niemczech wpadał z prezentem dla Mike'a komentując w kółko, że nie spodziewał się, że dzięki mnie może na świat przyjść tyle radości. Czasami dziwię się sam sobie w jaki sposób udaje mi się to wszystko ogarnąć. To naprawdę nie łatwa sztuka. To jak żonglowanie wszystkim na raz. W szybki sposób musiałem wydorośleć do pewnych rzeczy. Musiałem wydorośleć do bycia ojcem... Robiłem i nadal robię masę błędów. Ale jak to mówią, człowiek uczy się na błędach, prawda? Znajomi nie raz mówili mi, że chłopiec z dnia na dzień coraz bardziej z wyglądu jak i z zachowania zaczyna mnie przypominać. Był moją małą kopią. Odzwierciedleniem, a ja zacząłem to zauważać dość często. Pokochałem go. Nie miałem wyjścia początkowo, ale później wszystko przyszło samo... Zadziwiające, prawda? Tom Kaulitz i miłość. Tom Kaulitz i dziecko. Absurd jakiś. Byłem w końcu jego ojcem, a jak na ojca przystało musiałem był jego wzorem, dawać mu przykład aby nigdy nie zbłądził tak jak do niedawna ja... Kto by pomyślał Tom Kaulitz przykładnym tatą. Jak już kiedyś mówiłem, życie to dziwka, lubi się pierdolić, a z tego potem różne rzeczy wychodzą.
Wtorek. Dzień jak każdy inny. W tym roku lato było naprawdę upalne. Nie dawało się wytrzymać tego gorąca. Siedziałem na jednym z kilku skórzanych foteli w studio nagraniowym, które znajdowało się na obrzeżach Hamburga. Tu swobodnie można było uchronić się przed upałem jakie panowało na zewnątrz. Przez te wysokie temperatury byłem strasznie rozleniwiony co dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka. Na przeciwko mnie siedział Georg, były basista Tokio Hotel jak i najlepszy kompan. Po między nami stał mały szklany stolik w kształcie okręgu, a na nim duże otwarte pudełko po dużej pizzy. Dookoła kartonu stały puszki po Coca-coli. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim i o niczym. Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Mike chociaż jest mały zdawać by się mogło, że przywykł do mojego, a raczej naszego trybu życia. Praktycznie dzień, w dzień siedzieliśmy w studio, a On razem z nami. Gdy trzeba było jeździł ze mną to tu, to tam. Maluch zaliczył nawet kilka wylotów do Ameryki. Oczywiście artykuły w prasach negowały mój styl życia sądząc, że ma to zły wpływ na dziecko. Co jak co, ale ja miałbym się przejąć komentarzami obcych ludzi na temat tego jak powinienem wychowywać własnego syna? Jeszcze czego. Niech się pierdolą. Dzięki niemu praca stawała się przyjemniejsza. Taak, już dawno przywykłem do roli ojca chociaż nie powiem czasami zastanawiam się co by było gdyby Mike'a nie było ze mną... Jakby moje życie się potoczyło? Co bym dzisiaj robił bez niego? To samo?
- Mike ma już dwa latka, dajesz wiarę stary? - zaśmiałem się pod nosem obserwując synka, który chodził po przestronnym pomieszczeniu, w którym siedzieliśmy od dobrych dwóch godzin. Sięgnąłem po nową puszkę z gazowanym napojem, a po chwili ją otworzyłem i przystawiłem do ust spijając kilka łyków.
- Z trudem mi to przechodzi przez gardło, ale... odwaliłeś kupę dobrej roboty przy nim. - odparł były basista także spoglądając w stronę małego blondynka, który z zaciekawieniem obserwował wszystkie meble znajdujące się w studio. Chłopiec szybko zauważył wielki stojak, na którym spoczywały wszystkie gitary jego taty. Podszedł do niego spokojnie i oparł rączki na czarnym Gibsonie Les Paul Custom spoglądając na niego dużymi, orzechowymi oczkami otoczonymi wachlarzem długich, gęstych rzęs w kolorze hebanu. Mały leciutko zadarty nosek malca poruszył się śmiesznie gdyż go zmarszczył uśmiechając się od ucha do ucha. Z każdym dniem coraz bardziej widać w nim było mnie. Był identyczny. Taka mała miniaturka... - Co jak co, ale kto by pomyślał, ze akurat Ty dasz radę wychować dziecko. - zaśmiał się Moritz.
- Haha, taa. - przytaknąłem mu z uśmiechem na twarzy. Szczerze mówiąc nie wychowywałem go zupełnie sam. Kumple mi pomagali. Georg, Gustav, Andreas... i Bill. Nie siedziałem w tym zupełnie sam, inaczej bym po miesiącu zwariował. Mieliśmy przy tym kupę śmiechu. Pamiętam jak żaden z nas nie chciał malcowi zmienić pampersa. Musieliśmy grać w kamień, papier nożyce. Wypadło na Georga, a my śmialiśmy się z tego. Któregoś razu Mike zjadł papierosa... Nie raz spadł z sofy lub innych mebli. Zdarzyło się nawet nam zasnąć gdy go usypialiśmy. Było grubo po dwunastej w nocy, a Mike za nic nie chciał zasnąć. Nieźle się umęczyliśmy próbując dosłownie wszystkiego. Dziecko płakało i płakało, a jak przyszło co do czego to my odpadliśmy, a chłopiec dalej nie spał... Jak w tych wszystkich komediach gdzie młodzi rodzice nie radzą sobie z wychowywaniem dziecka. Tylko, że to nie był żaden film. To się działo naprawdę.
- Cio to? - spytał się chłopiec odwracając głowę w stronę gdzie siedziałem trzymając w dłoni puszkę z napojem. Widząc zaciekawioną buźkę dziecka wstałem z fotela i podszedłem do synka. Gdy byłem tuż obok niego ukucnąłem przy dziecku i wyjąłem ze stojaka gitarę elektryczną. Malec widząc instrument zaśmiało się poklaskując drobnymi rączkami.
- Gdy będziesz starszy, ta gitara będzie Twoja. - odparłem spokojnie, kontynuując... - Nauczę Cię grać na niej. Kto wie, może kiedyś będziesz lepszy w tym ode mnie. - zaśmiałem się szczerze, a Mike położył rączkę na gryfie i szarpnął za struny. Słysząc odgłos jaki wydała gitara uśmiechnął się zadowolony i powtórzył ową czynność.
- Coś mi się wydaje, że będzie miał smykałkę do gitary. - odparłem dumnie.
- Wie chłopak co dobre! Jak podrośnie będzie wyrywał dziewczyny. Żadna mu się nie oprze na bank! - zaśmiał się długowłosy brunet. - Niezłe ziółko wyrośnie z młodego. W końcu ma po kim się nim stać. Mike Kaulitz, haha. Brzmi nieźle.
Niemcy, Hamburg 2016 rok;
Grudzień,
Czas leciał naprawdę cholernie szybko. Jeszcze niedawno dopiero co dowiedziałem się, że zostałem ojcem, a Mike skończył już cztery lata w tym roku. Cieszyłem się, że go mam. Był moją dumą. Nie, nie żartuję, mówię poważnie. Szybko rósł. Jak na czterolatka maluch jest dość wysoki i o dziwo jest bardzo mądrym dzieckiem i cholernie ciekawskim. Tak samo jak ja w jego wieku. Czasami śmiałem się sam do siebie. We wszystkim mi przypominał mnie. Dałbym sobie rękę uciąć, że nawet uśmiecha się tak samo.
Antja dzwoniła raz na jakiś czas pytając się co u Mike'a. Rozmawiałem z nią za każdym razem od niechcenia i za każdym razem padało pytanie czy może się z nim spotkać. Jaka była odpowiedź? Odmowa. Tak, jestem skurwielem. Jednak, mogła pomyśleć wcześniej zanim pozbyła się dziecka. Ja nie daję drugiej szansy... Nie ma nawet takiej możliwości. Może i Mike nie ma matki, ale ma rodzinę. Ani razu nie pytał się o nią. W sumie to nawet nie zaprzątam sobie tym głowy. Daje mu wszystko czego zapragnie. Tak, staram się rekompensować mu fakt, że ma tylko jednego rodzica. Pewnie się dziwicie, co? Kiedyś musiałem wydorośleć i spojrzeć trzeźwo na świat. Chłopiec za dużo rzeczy już rozumie żeby popełniać błędy.
- Tatusiu, kiedy będą wreszcie święta? - Mike siedział na puszystym dywanie w przestronnym salonie bawiąc się w wyścigi samochodów. Ja natomiast siedziałem na sofie i bezwiednie spoglądałem na duży telewizor plazmowy, który wisiał na ścianie oglądając jakiś motoryzacyjny niemiecki program.
- Za dwa tygodnie. - odparłem uśmiechając się w stronę syna, który w rączkach trzymał dwie wyścigówki.
- Dopieroo? - zdziwił się chłopiec, a na jego twarzy ukazała się podkówka. - Ja chce już! Tatoo przyspiesz je, proszę!
Zaśmiałem się pod nosem odrywając wzrok od telewizora po czym ulokowałem je na chłopcu, który zerkał w moją stronę dokładnie takimi samymi oczami jak moje.
- Zobaczysz jak te dwa tygodnie szybko zlecą. - odparłem spokojnie. Mike spoważniał na chwilę po czym na jego beztroskiej dziecięcej buźce pojawił się nikły uśmieszek.
- Nie mogę się doczekać wujka Billa, przyjedzie prawda tatusiu?
- W tym roku to my do niego jedziemy. Zapomniałeś? - uniosłem charakterystycznie do góry lewą brew obserwując dziecko. Mike wstał energicznie i podszedł do mnie, a tuż po chwili zaczął pchać się na moje kolana.
- Naprawdę? - zadarł do góry główkę czekając aż się odezwę.
- Naprawdę. - poczochrałem mu włosy, a chłopiec mimowolnie zaczął się śmiać.
Szczerze mówiąc troszkę inaczej wyobrażałam sobie drugą część tego one-shotu. Siedziałam nad nią kilka dni. Nie wiedząc czemu ciężko mi było opisać relację pomiędzy Tomem, a jego synem i tu powiem, że nie udało mi się to, tak jak to sobie wyobraziłam. Przypuszczam także, że nie wszystkim spodoba się ta rozbieżność czasowa. Możliwe, że uznacie to za bardzo pogmatwane tudzież namieszane. Mam tylko nadzieję, że wam czytelnikom przypadnie ta część do gustu. Już niedługo zacznę pracować nad trzynastym rozdziałem hopeless craving. ;-)
Pozdrawiam,
Tak, czy ja już nie wspominałem kiedyś, że życie to dziwka? Życie naprawdę lubi pierdolić mnie w dupę. Cholera. Ja naprawdę zostałem ojcem... Szokujące, ale prawdziwe. Wszyscy oczekują, że się zmienię dzięki Mike'owi. Mogła chociaż lepsze imię mu wybrać. Mike? Poważnie? Od razu trzeba było nazwać go Myszka Miki. To prawie to samo. Kurwa. Kiedy to się stało. Mam dopiero dwadzieścia cztery lata. Kupę lat przed sobą, które w dodatku chciałem przeżyć zupełnie inaczej. Bez dodatkowej przeszkody, którą okazało się dziecko. Siedziałem przy drewnianym, dużym prostokątnym stole w kuchni. Przede mną leżały brukowce wypisujące o mnie od niedawna wszystkie brudy. Sięgnąłem po pierwszy lepszy zaciekawiony tych bredni, które wypisują i co najśmieszniejsze prawdziwe... Bild.
"Były gitarzysta Tom Kaulitz (l.24) jednego z najpopularniejszych zespołów w Niemczech mianowicie Tokio Hotel, aktualnie współzałożyciel Musikboxxx Studio Records niedawno został ojcem. Kiedy to się stało? Do niedawna ten nieokiełznany muzyk, który podbije serce niemalże każdej kobiety zarzekał się, że szybko rodziny nie zamierza założyć, a tu proszę. Los lubi płatać figle! Jedyne informacje jakie udało nam się zebrać na temat potomka muzyka to takie iż Tom doczekał się syna. Zgadujemy, że maluch jest uroczy i wdał się w swojego tatę! Miejmy nadzieję, że już wkrótce będziemy wiedzieć trochę więcej o malcu! Jednak najbardziej nas ciekawi to czy młody tata podoła temu zdaniu? Co z jego stylem życia? Dobrze wiemy z czego słynie Tom Kaulitz. I najciekawsze... Czy młody Kaulitz podąży ścieżką taty? Czy podbije świat i serca dziewczyn tak jak On? I najważniejsze pytanie: Kto jest mamą?! Bądźcie na bieżąco razem z nami! A młodego tatę pozdrawiamy!"
Pierdolone szmatławce. Przed nimi nic się nie ukryje, zupełnie nic. Tacy jak ja nie mają własnego życia. Chcesz być sławny? Licz się z tym, że nie będziesz znał takiego słowa jak prywatność. Ona nie istnieje. Możesz ukrywać wszystko, a paparazzi i tak Cię dopadną. To ich fach, są w tym piekielnie dobrzy. Skurwysyny zajrzą do każdej dziury. Nawet nie przywykłem do roli ojca, a oni już o wszystkim wiedzą...
Był późny wieczór. Bodajże dwudziesta druga. Przymknąłem zmęczone powieki, a dłońmi masowałem obie skronie. Cholera co robić? Co robić... Po mieszkaniu rozniósł się huk. Z impetem uderzyłem pięścią z całej siły o drewniany stół, a po chwili słychać było tylko płacz małego dziecka. Jeszcze tego mi brakowało... Energicznie wstałem, a krzesło odsunęło się do tyłu. Podłoga zapiszczała pod wpływem odsuwanego z zamachem mebla. Swoje duże kroki skierowałem w stronę salonu. Na czerwonej, zamszowej sofie leżało dziecko. Malec nie wyglądał jakby miał zamiar zaraz przestać płakać. Było zupełnie na odwrót. Cholera. Nachyliłem się nad nim niepewnie. Był taki mały. Taki kruchy. Machał rączkami we wszystkie strony. Twarz miał czerwoną od płaczu, a oczka zaciśnięte mocno. Przygryzłem dolną wargę wahając się przez chwilę. Kilka dni temu dowiedziałem się, że jestem ojcem. Kilka dni, a jak życie człowieka może się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Wyciągnąłem powoli dłonie w jego stronę, a tuż po chwili objąłem jego silnymi rękoma i uniosłem powoli do góry. Trzymałem go tak w powietrzu o prostych rękach przyglądając się grymasowi na dziecięcej buźce. Cholera, to nic nie daje. Zgiąłem ręce w pół, przytulając do siebie delikatnie malca. Czułem się dziwnie i nieswojo. Dziecko wtuliło się we mnie, a płacz ustał. Poczułem ciepło na torsie, ciepło bijące od chłopca. Udało się? Głaskałem delikatnie otwarta dłonią plecy niemowlaka. W tej chwili cieszyło mnie jedno: płacz ustał.
Nienawidziłem Antji z całych sił. Jak można przez rok czasu ukrywać ciąże? Nie pisnąć ani słówkiem?! To nierealne i niewłaściwe. Podrzuciła mi dziecko jak bezdomnego kundla pod drzwi. Nie mówiąc o niczym, zostawiając jedynie nic nie warty liścik. Cholera, Ona chciała mnie pouczać? Trzeba było się wtedy nie pieprzyć ze mną, to by i bachora nie było, proste. Z resztą kto jak kto, ale ja na pewno nie powinienem jej oceniać. Sam nie jestem lepszy. Nigdy nie byłem właściwie... Zawsze uważano mnie za tego złego Kaulitza. Tego drugiego pod względem moralnym. Nikt nie brał mnie na poważnie. Na taki status i szacunek sobie zapracowałem. Nie traktowałem nikogo na serio, więc nikt nie traktował mnie na poważnie... Takie reguły rządziły dzisiejszym światem. Pierdolonym światem. Życie było dla mnie jednym wielkim żartem. Właściwie to wszystko obracałem w żart. Taki jestem. Żyłem i żyć dalej będę z dnia na dzień. Carpe Diem.
Nagle poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni. W końcu ktoś sobie o mnie przypomniał, albo przeczytał te jebane szmatławce o dziecku... Lepiej żeby to nie dzwoniła Antja. Dla jej dobra powinna siedzieć cicho i nie dawać o sobie przez najbliższy miesiąc znaku życia. Wyjąłem iPhone'a zerkając na duży dotykowy wyświetlacz.
Mom anrufe.
Świetnie. Po prostu świetnie. Tego mi jeszcze trzeba było. Od niechcenia odebrałem połączenie przybliżając urządzenie do ucha z miną zbitego psa. Doskonale wiedziałem co mnie czekało...
- Czy Ty jesteś nie poważny dziecko? Co to ma znaczyć do jasnej cholery? Dlaczego dowiaduję się o wnuku z prasy a nie od własnego syna? Wytłumacz się, natychmiast! - pięknie. Nie ma to jak wkurwiona matka.
- Kiedy miałem Ci o nim powiedzieć? - odparłem usiłując się na spokojny ton głosu.
- Miałeś na to dziewięć miesięcy, Tom! - krzyknęła do telefonu. Zacisnąłem mocno zęby. - Jak zwykle wszystko przede mną ukrywasz. Dlaczego o takich sprawach muszę dowiadywać się przez prasę, dlaczego?!
Zamknąłem powieki oddychając spokojnie. Cholera. Gdybym chociaż miał te pieprzone dziewięć miesięcy wszystko potoczyło by się zupełnie inaczej! Łatwiej? Możliwe.
- Dowiedziałem się o nim kilka dni temu, więc jak miałem Ci powiedzieć mamo o własnym dziecku dziewięć miesięcy temu? - wyrecytowałem lekko poddenerwowany. Starałem się mówić spokojnie, nie wybuchnąć złością. To było naprawdę kurewsko trudne.
- Co proszę?! Spłodziłeś dziecko i nawet o nim nie wiedziałeś? - Simone krzyknęła po raz kolejny. teraz to się dopiero zacznie. - Może chcesz coś jeszcze mi powiedzieć Tom, hmm? Powiedź jeszcze, że matką chłopca jest zwykła kurwa... Zwykła dziwka, z którymi miałeś w zwyczaju sypiać po koncertach! Doskonale Cię znam Tom. Znam Twoją naturę. Zawsze byleś i jesteś taki jak Twój ojciec... Twoje czyny dziecko są tylko potwierdzeniem.
Milczałem. Milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć własnej matce. Uderzyła w mój czuły punkt, a ja stałem nieruchomo wpatrując się przed siebie w dal... Moja twarz wyrażała pustkę, zupełną pustkę. Kurwa mać! Moja własna matka wypowiedziała słowa, których bałem się, i od których uciekałem jak najdalej. Nienawidziłem ojca za to co nam zrobił. Za to, że nas opuścił, za to, ze złamał serce mamie. A dzisiaj zostałem do niego przyrównany... Tom Kaulitz, złe nasienie... Syn, człowieka nic nie wartego. Chcecie wiedzieć co człowiek w takich momentach czuje? Nie czułem niczego oprócz złości i furii jaka powoli mnie ogarniała, a z drugiej strony żal. Żal do samego siebie, że uległem tym wszystkim pokusom stając się coraz bardziej podobny do ojca. Mogłem temu zaradzić. Za każdym razem mogłem, ale nie chciałem. Zawsze wolałem proste rozwiązania. Wybierałem proste drogi, na skróty i oto tego efekty.
- Takim mnie widzisz? - odparłem bez jakichkolwiek emocji do telefonu trzymanego z całych sił w dłoni. Ton głosu nie wyrażał niczego. Był oziębły, a wyczuć to było można na kilometr. Po drugiej stronie usłyszałem tylko łkanie własnej matki, a po chwili połączenie zostało urwane.
Niemcy, Hamburg 2015 rok;
Koniec sierpnia,
Czas leciał bardzo szybko, a Mike rósł jak na drożdżach. Początkowo wszyscy byli zszokowani jak ja sobie z tym wszystkim sam poradzę. Byłem negatywnie do tego nastawiony. Paparazzi nie odpuszczali. W gazetach roiło się od niusów i zdjęć na temat Mike'a i mnie. A co najgorsze, nie zapowiadało się na to aby przestali za nami ganiać. Wręcz przeciwnie było im ciągle mało... Wszyscy zaakceptowali i pokochali malucha. Najbardziej chyba Bill. On go wprost ubóstwiał. Za każdym razem gdy przyjeżdżał do Niemczech wpadał z prezentem dla Mike'a komentując w kółko, że nie spodziewał się, że dzięki mnie może na świat przyjść tyle radości. Czasami dziwię się sam sobie w jaki sposób udaje mi się to wszystko ogarnąć. To naprawdę nie łatwa sztuka. To jak żonglowanie wszystkim na raz. W szybki sposób musiałem wydorośleć do pewnych rzeczy. Musiałem wydorośleć do bycia ojcem... Robiłem i nadal robię masę błędów. Ale jak to mówią, człowiek uczy się na błędach, prawda? Znajomi nie raz mówili mi, że chłopiec z dnia na dzień coraz bardziej z wyglądu jak i z zachowania zaczyna mnie przypominać. Był moją małą kopią. Odzwierciedleniem, a ja zacząłem to zauważać dość często. Pokochałem go. Nie miałem wyjścia początkowo, ale później wszystko przyszło samo... Zadziwiające, prawda? Tom Kaulitz i miłość. Tom Kaulitz i dziecko. Absurd jakiś. Byłem w końcu jego ojcem, a jak na ojca przystało musiałem był jego wzorem, dawać mu przykład aby nigdy nie zbłądził tak jak do niedawna ja... Kto by pomyślał Tom Kaulitz przykładnym tatą. Jak już kiedyś mówiłem, życie to dziwka, lubi się pierdolić, a z tego potem różne rzeczy wychodzą.
Wtorek. Dzień jak każdy inny. W tym roku lato było naprawdę upalne. Nie dawało się wytrzymać tego gorąca. Siedziałem na jednym z kilku skórzanych foteli w studio nagraniowym, które znajdowało się na obrzeżach Hamburga. Tu swobodnie można było uchronić się przed upałem jakie panowało na zewnątrz. Przez te wysokie temperatury byłem strasznie rozleniwiony co dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka. Na przeciwko mnie siedział Georg, były basista Tokio Hotel jak i najlepszy kompan. Po między nami stał mały szklany stolik w kształcie okręgu, a na nim duże otwarte pudełko po dużej pizzy. Dookoła kartonu stały puszki po Coca-coli. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim i o niczym. Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Mike chociaż jest mały zdawać by się mogło, że przywykł do mojego, a raczej naszego trybu życia. Praktycznie dzień, w dzień siedzieliśmy w studio, a On razem z nami. Gdy trzeba było jeździł ze mną to tu, to tam. Maluch zaliczył nawet kilka wylotów do Ameryki. Oczywiście artykuły w prasach negowały mój styl życia sądząc, że ma to zły wpływ na dziecko. Co jak co, ale ja miałbym się przejąć komentarzami obcych ludzi na temat tego jak powinienem wychowywać własnego syna? Jeszcze czego. Niech się pierdolą. Dzięki niemu praca stawała się przyjemniejsza. Taak, już dawno przywykłem do roli ojca chociaż nie powiem czasami zastanawiam się co by było gdyby Mike'a nie było ze mną... Jakby moje życie się potoczyło? Co bym dzisiaj robił bez niego? To samo?
- Mike ma już dwa latka, dajesz wiarę stary? - zaśmiałem się pod nosem obserwując synka, który chodził po przestronnym pomieszczeniu, w którym siedzieliśmy od dobrych dwóch godzin. Sięgnąłem po nową puszkę z gazowanym napojem, a po chwili ją otworzyłem i przystawiłem do ust spijając kilka łyków.
- Z trudem mi to przechodzi przez gardło, ale... odwaliłeś kupę dobrej roboty przy nim. - odparł były basista także spoglądając w stronę małego blondynka, który z zaciekawieniem obserwował wszystkie meble znajdujące się w studio. Chłopiec szybko zauważył wielki stojak, na którym spoczywały wszystkie gitary jego taty. Podszedł do niego spokojnie i oparł rączki na czarnym Gibsonie Les Paul Custom spoglądając na niego dużymi, orzechowymi oczkami otoczonymi wachlarzem długich, gęstych rzęs w kolorze hebanu. Mały leciutko zadarty nosek malca poruszył się śmiesznie gdyż go zmarszczył uśmiechając się od ucha do ucha. Z każdym dniem coraz bardziej widać w nim było mnie. Był identyczny. Taka mała miniaturka... - Co jak co, ale kto by pomyślał, ze akurat Ty dasz radę wychować dziecko. - zaśmiał się Moritz.
- Haha, taa. - przytaknąłem mu z uśmiechem na twarzy. Szczerze mówiąc nie wychowywałem go zupełnie sam. Kumple mi pomagali. Georg, Gustav, Andreas... i Bill. Nie siedziałem w tym zupełnie sam, inaczej bym po miesiącu zwariował. Mieliśmy przy tym kupę śmiechu. Pamiętam jak żaden z nas nie chciał malcowi zmienić pampersa. Musieliśmy grać w kamień, papier nożyce. Wypadło na Georga, a my śmialiśmy się z tego. Któregoś razu Mike zjadł papierosa... Nie raz spadł z sofy lub innych mebli. Zdarzyło się nawet nam zasnąć gdy go usypialiśmy. Było grubo po dwunastej w nocy, a Mike za nic nie chciał zasnąć. Nieźle się umęczyliśmy próbując dosłownie wszystkiego. Dziecko płakało i płakało, a jak przyszło co do czego to my odpadliśmy, a chłopiec dalej nie spał... Jak w tych wszystkich komediach gdzie młodzi rodzice nie radzą sobie z wychowywaniem dziecka. Tylko, że to nie był żaden film. To się działo naprawdę.
- Cio to? - spytał się chłopiec odwracając głowę w stronę gdzie siedziałem trzymając w dłoni puszkę z napojem. Widząc zaciekawioną buźkę dziecka wstałem z fotela i podszedłem do synka. Gdy byłem tuż obok niego ukucnąłem przy dziecku i wyjąłem ze stojaka gitarę elektryczną. Malec widząc instrument zaśmiało się poklaskując drobnymi rączkami.
- Gdy będziesz starszy, ta gitara będzie Twoja. - odparłem spokojnie, kontynuując... - Nauczę Cię grać na niej. Kto wie, może kiedyś będziesz lepszy w tym ode mnie. - zaśmiałem się szczerze, a Mike położył rączkę na gryfie i szarpnął za struny. Słysząc odgłos jaki wydała gitara uśmiechnął się zadowolony i powtórzył ową czynność.
- Coś mi się wydaje, że będzie miał smykałkę do gitary. - odparłem dumnie.
- Wie chłopak co dobre! Jak podrośnie będzie wyrywał dziewczyny. Żadna mu się nie oprze na bank! - zaśmiał się długowłosy brunet. - Niezłe ziółko wyrośnie z młodego. W końcu ma po kim się nim stać. Mike Kaulitz, haha. Brzmi nieźle.
Niemcy, Hamburg 2016 rok;
Grudzień,
Czas leciał naprawdę cholernie szybko. Jeszcze niedawno dopiero co dowiedziałem się, że zostałem ojcem, a Mike skończył już cztery lata w tym roku. Cieszyłem się, że go mam. Był moją dumą. Nie, nie żartuję, mówię poważnie. Szybko rósł. Jak na czterolatka maluch jest dość wysoki i o dziwo jest bardzo mądrym dzieckiem i cholernie ciekawskim. Tak samo jak ja w jego wieku. Czasami śmiałem się sam do siebie. We wszystkim mi przypominał mnie. Dałbym sobie rękę uciąć, że nawet uśmiecha się tak samo.
Antja dzwoniła raz na jakiś czas pytając się co u Mike'a. Rozmawiałem z nią za każdym razem od niechcenia i za każdym razem padało pytanie czy może się z nim spotkać. Jaka była odpowiedź? Odmowa. Tak, jestem skurwielem. Jednak, mogła pomyśleć wcześniej zanim pozbyła się dziecka. Ja nie daję drugiej szansy... Nie ma nawet takiej możliwości. Może i Mike nie ma matki, ale ma rodzinę. Ani razu nie pytał się o nią. W sumie to nawet nie zaprzątam sobie tym głowy. Daje mu wszystko czego zapragnie. Tak, staram się rekompensować mu fakt, że ma tylko jednego rodzica. Pewnie się dziwicie, co? Kiedyś musiałem wydorośleć i spojrzeć trzeźwo na świat. Chłopiec za dużo rzeczy już rozumie żeby popełniać błędy.
- Tatusiu, kiedy będą wreszcie święta? - Mike siedział na puszystym dywanie w przestronnym salonie bawiąc się w wyścigi samochodów. Ja natomiast siedziałem na sofie i bezwiednie spoglądałem na duży telewizor plazmowy, który wisiał na ścianie oglądając jakiś motoryzacyjny niemiecki program.
- Za dwa tygodnie. - odparłem uśmiechając się w stronę syna, który w rączkach trzymał dwie wyścigówki.
- Dopieroo? - zdziwił się chłopiec, a na jego twarzy ukazała się podkówka. - Ja chce już! Tatoo przyspiesz je, proszę!
Zaśmiałem się pod nosem odrywając wzrok od telewizora po czym ulokowałem je na chłopcu, który zerkał w moją stronę dokładnie takimi samymi oczami jak moje.
- Zobaczysz jak te dwa tygodnie szybko zlecą. - odparłem spokojnie. Mike spoważniał na chwilę po czym na jego beztroskiej dziecięcej buźce pojawił się nikły uśmieszek.
- Nie mogę się doczekać wujka Billa, przyjedzie prawda tatusiu?
- W tym roku to my do niego jedziemy. Zapomniałeś? - uniosłem charakterystycznie do góry lewą brew obserwując dziecko. Mike wstał energicznie i podszedł do mnie, a tuż po chwili zaczął pchać się na moje kolana.
- Naprawdę? - zadarł do góry główkę czekając aż się odezwę.
- Naprawdę. - poczochrałem mu włosy, a chłopiec mimowolnie zaczął się śmiać.
*
Święta. W Los Angeles w ogóle nie było ich czuć choć nie ukrywam, że było je widać. Na ulicach wszędzie wisiały świąteczne dekoracje, jednak nie było jakiegokolwiek śladu śniegu. W posiadłości Billa zdecydowanie panowała świąteczna atmosfera. Nie zabrakło nikogo. Mama i Gordon, Gustav z żoną Meike, Georg, Bill z jego dziewczyną April, ja i Mike. Wszyscy byli oczarowani Mike'em, a On nie mógł się od nikogo odkleić. Dosłownie. Chociaż nasz zespół już dawno przestał istnieć, pamięć o nim nie minęła. Dalej byliśmy najlepszymi kumplami i spędzaliśmy ze sobą czas jak kiedyś. Każdy wydoroślał. Każdy z nas pomału zaczął zakładać swoją rodzinę.
- Tato, tato, tatusiu... - wołał blondynek biegnąć z przestronnego salonu gdzie stała ogromna przyozdobiona na kolorowo żywa choinka, pod którą leżała masa prezentów. Brązowooki chłopczyk wbiegł w pospiechu do kuchni gdzie wszyscy siedzieliśmy przy stole wspominając stare czasy, żartując i śmiejąc się ze wszystkiego. Chłopiec stanął tuż obok mnie starając się usiąść na moich kolanach. Rozmowy ucichły, a wszyscy skupili swój wzrok na czterolatku. - Kiedy będę mógł otworzyć prezenty? - po pomieszczeniu rozniósł się śmiech.
- W takim razie idź szukać pod choinką swoich prezentów. - odparłem czochrając malcowi blond czuprynę. Mike pobiegł pod choinkę szukając pakunków podpisanych z jego imieniem, a my podążyliśmy za nim.
- Oooo jaa, ciuchcia! - krzyknął uradowany blondynek. - A tu robot i wielki tor wyscigooowy!
Podszedłem do Mike'a i ukucnąłem przy nim podając mu jednocześnie jeden z największych prezentów.
- Co to tatusiu?
- Otwórz. - odparłem spokojnym głosem.
Malec zaczął rozdzierać kolorowy papier w mikołaje, a jego oczom ukazało się duże czarne etui. Otworzył zawiasy i zadarł do góry wieko opakowania. Oczom chłopca ukazała się czarna gitara elektryczna. Nie byle jaka. To był Gibson. Gibson Les Paul Custon, którego do niedawna mu obiecałem.
- Ona jest moja? Naprawdę jest moja? - dopytywał się chłopiec wpatrując się w gitarę niczym w obrazek dużymi orzechowymi oczami.
- Tak, jest Twoja. I jeżeli chcesz będę Cię uczyć na niej grać. - odparłem uśmiechając się.
-Chcę! Chcę umieć grać na niej tak jak Ty tato. Chcę być taki jak Ty gdy urosnę.
*
Wieczór mijał bardzo szybko. Bill siedział tuż obok Mike bawiąc się z nim nowymi zabawkami. Kobiety rozmawiały ze sobą na chyba dosłownie każdy temat co chwile podniecając się danym tematem rozmów, a Georg, Gustav i Gordon byli pogrążeni w rozmowie na temat muzyki.Nic nowego. Co roku to samo, dosłownie to samo. Stałem przy oknie przyglądając się temu wszystkiemu gdy nagle poczułem wibrację telefonu. Wyjąłem iPhone'a i nie patrząc na dotykowy wyświetlacz odebrałem połączenie.
- Wesołych Świąt Tom. - usłyszałem po drugiej stronie melodyjny, kobiecy głos. Doskonale wiedziałem do kogo należał.
- Nawzajem, Antja.
- Wiesz, nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem... - odparła spokojnie wahając się. Zastygłem w ruchu czekając na kontynuacje zdania, które przerwała.
- hmm? - mruknąłem do telefonu.
- Brakuje mi Ciebie, Tom. Ciebie i Mike'a. - dokończyła. Milczałem przez chwilę zupełnie nie wiedząc co jej powiedzieć. Czułem się dziwnie. Naprawdę dziwnie.
- Nie odbieraj mu szansy. Może mieć zarówno ojca jak i matkę i Ty doskonale o tym wiesz. - ponownie się odezwała. Jej ton głosu był spokojny i opanowany jak nigdy. - Spróbujmy...
- To będzie Twoja ostatnia szansa Antja. Ostatnia, rozumiesz? - odezwałem się w końcu zachrypniętym głosem w dalszym ciągu rozmyślając czy dobrze robię.
- A więc wykorzystam ją dobrze. - odparła. - Do zobaczenia, Tom.
- Do zobaczenia. - rozłączyłem się po czym schowałem telefon do tylnej kieszeni luźnych, szarych jeansów. Swój wzrok skierowałem w stronę synka, a na mojej twarzy zawitał uśmiech. Czas zacząć wszystko od nowa... W końcu nazywam się Kaulitz. Dla mnie wszystko jest możliwe.
Taak, jestem Tom Kaulitz, mam dwadzieścia pięć lat, czteroletniego synka poza, którym świata nie widzę i czas pokażę czy przy moim boku będzie kobieta za którą szaleję. Kiedyś prędzej dałbym sobie rękę uciąć niż uwierzyć w to jak drastycznie moje życie się zmieni. Kto by pomyślał, że w ciągu czterech lat wydorośleje? Że będę mieć syna dzięki, któremu przejże na oczy? Może i życie jest dziwką, które non stop się pierdoli, ale to własnie dzięki niemu mam to co mam i jestem z tego dumny. Na tym kończy się ta historia. Jak w każdej innej były wzloty i upadki, a co najważniejsze szczęśliwe zakończenie. Tamten Tom nigdy nie zniknie. On w dalszym ciągu we mnie siedzi i siedzieć będzie. Zawsze będę tym samym pewnym siebie, dupkiem rozkochującym w sobie każdą jedną kobietę odbierając im jakiekolwiek nadzieję na szczęśliwe zakończenie ze mną w roli głównej. Jednak życie nauczyło mnie, że trzeba mieć dwa oblicza i dwoma się posługiwać tylko, że... trzeba wiedzieć, które w danej chwili może ujrzeć światło dzienne.
Szczerze mówiąc troszkę inaczej wyobrażałam sobie drugą część tego one-shotu. Siedziałam nad nią kilka dni. Nie wiedząc czemu ciężko mi było opisać relację pomiędzy Tomem, a jego synem i tu powiem, że nie udało mi się to, tak jak to sobie wyobraziłam. Przypuszczam także, że nie wszystkim spodoba się ta rozbieżność czasowa. Możliwe, że uznacie to za bardzo pogmatwane tudzież namieszane. Mam tylko nadzieję, że wam czytelnikom przypadnie ta część do gustu. Już niedługo zacznę pracować nad trzynastym rozdziałem hopeless craving. ;-)
Pozdrawiam,