45323928 - Pod tym numerem gadu-gadu powiadamiam o wszelkich nowościach na blogu. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, sugestie czy skargi, śmiało piszcie.

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział szósty


Ten widok zwalał z nóg. Chociaż nie, to mało powiedziane. Widok kalifornijskiego miasta nocą z takiej wysokości był obłędny, wręcz nie do opisania. Tak, to było niczym magia. Czyste granatowe, niemalże wpadające w czerń niebo zwisało nad tysiącami, a nawet milionem malutkich żółtych światełek, które oświetlały amerykańską metropolię. Drapacze chmur nawet stąd wydawały się wysokimi olbrzymami, których końce zdawały się ukrywać ponad tym wszystkim. Los Angeles w tej chwili wydało jej się słusznie nazwane Miastem Aniołów. Bowiem teraz czuła się jak w niebie. Jasnowłosa zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Kto by pomyślał... Po raz pierwszy w życiu poczuła jak zaparło jej dech w piersiach, a oczy nie mogły się nadziwić temu wszystkiemu. Jedno musiała przyznać. Zaskoczył ją. Zupełnie nie spodziewała się takiego posunięcia ze strony dwudziestodwuletniego gitarzysty. Co jak co, ale On nie był typem mężczyzny, który lubił się wysilać i sprawiać kobietom tego typu „przyjemności”. W tych sprawach był prostolinijny, wręcz banalny. Czasem nawet aż za. A przy tym wszystkim leniwy. Ot, Tom Kaulitz. Mężczyzna, który w tej chwili przeszedł najśmielsze oczekiwania Yasmine Vogel. Czyżby koniec świata był bliski?

Od dobrych dziesięciu minut patrzyła rozmarzonym wzrokiem przed siebie starając się cały obraz uchwycić lazurowymi, dużymi oczami, które okalała firana gęstych, długich, hebanowych rzęs. Przez chwilę zapomniała, że muzyk stał tuż obok niej od czasu do czasu spoglądając na jej rozanieloną, uśmiechniętą, dziewczęcą twarz. Wiedział. Doskonale wiedział, że niespodzianka udała się i spełniła swój cel. Lubił ją zaskakiwać. Lubił jej uśmiech. Lubił ją.

- Tu jest... - zaczęła cichutko niebieskooka bojąc się, że gdy tylko przymknie oczy lub powie coś o ton za głośno cały ten krajobraz pryśnie niczym bańka mydlana. - ...nieziemsko, Tom. - odwróciła głowę w stronę gitarzysty uśmiechając się serdecznie w jego kierunku. Mężczyzna w odpowiedzi odwzajemnił uśmiech jasnowłosej po czym włożył obie dłonie do przednich kieszeni jeansowych spodni. Tuż po chwili jego wzrok zagubił się w milionach jasnożółtych światełek, a na jego usta wkradł się triumfalny uśmieszek. Tak bardzo charakterystyczny dla jego medialnej osoby.
Przez dłuższą chwilę zatrzymała swój wzrok na sylwetce towarzysza. Był... Zwyczajny? Nie. To słowo kompletnie do niego nie pasowało. Był jedyny w swoim rodzaju i udowadniał to na każdym kroku. A w tej chwili stojąc tuż obok niej ramię w ramię i spoglądając dokładnie tak jak ona przed paroma chwilami przed siebie była niemal pewna, że ten widok zachwycił go tak samo jak i ją. Tu nie było żadnej innej możliwości. To było L.A. Miasto cudów.

- Niedawno trafiłem tu po raz pierwszy. - odparł zamyślony gitarzysta uśmiechając się zabawnie pod nosem równocześnie spuszczając charakterystycznie głowę na dół. - Później pomyślałem, że pokażę to miejsce osobom mi bliskim. Osobom, którym ufam i są częścią mojego życia. - dodał bezpośrednio, a tuż po chwili kopnął z impetem niewielki kamyk, który od kilku sekund zaczął mu przeszkadzać tuż pod nogami.

Dziewczyna słuchała uważnie słów mężczyzny. Nie chciała mu przerywać, ani się wtrącać gdyż to było by niestosownym nietaktem. Została dobrze wychowana choć często sposób w jaki się zachowywała przeczył temu wszystkiemu.
Po chwili dwudziestodwuletni muzyk podszedł pewnym i zdecydowanym krokiem w stronę jasnowłosej dziewczyny i wpił się brutalnie w jej pełne, malinowe, kształtne usta, które w tej chwili wydały mu się jeszcze słodsze niż kiedykolwiek. A kosztował ich przecież wiele razy. Całował z niebywałą pasją, tak jak nigdy. Poprzez pocałunek chciał przelać wszystkie niewypowiedziane uczucia, które od zawsze się w nim gnieździły gdzieś w środku. Przejechał wilgotnym czubkiem języka po rozpalonych i miękkich wargach dziewczyny zwalniając jednocześnie rozkoszną pieszczotę. Bawił się, drażnił doprowadzając tym dziewczynę do szału, gdyż ta nie myślała o niczym innym jak o ponownym złączeniu ich ust w namiętnym, dzikim pocałunku spragnionych kochanków. Po kilku sekundach odsapnięcia przygryzł zębami delikatnie dolną, wydatną wargę Yasmine, by tuż po chwili ponownie wpił się brutalnie i z niebywałym impetem w jej usta skradając tym samym pożądliwego, żarliwego całusa, o którego wręcz bezgłośnie błagała niebieskooka. Ich języki pieściły siebie nawzajem biorąc garściami coraz więcej przyjemności i doznań. Starszy Kaulitz przejął kontrolę nad całą sytuacją i zaczął iść pewnie do przodu tym samym cofając dziewczynę do tyłu. Jego celem była maska ukochanego auta. Cofając się nawet na ułamek sekundy nie przerwali żarliwych, gorących pieszczot, którymi były pasjonujące i niesamowicie podniecające pocałunki mężczyzny na ustach, policzkach, brodzie, a także i szyi niebieskookiej. Przejął kontrolę nad jej ciałem. Jasnowłosa była niczym marionetka w dłoniach gitarzysty niemieckiego zespołu. Oddawała mu się coraz bardziej z każdym jednym pocałunkiem, który zostawiał niewidzialny ślad na aksamitnej skórze dziewczyny. Jego dotyk niemalże parzył delikatną skórę niebieskookiej. Cholernie ją podniecał każdym jednym gestem, dotykiem, pocałunkiem, oddechem, który przeszywał ją na wskroś, a także tą minimalną odległością, która dzieliła ich ciała od ostatecznego połączenia i ogromnej rozkoszy, która wkrótce miała nastąpić. Obydwoje pragnęli coraz więcej i więcej. Doskonale wiedzieli, że nie poprzestaną na pocałunkach i drobnych pieszczotach. To już nie wystarczało... Przeszli na wyższy poziom zaspakajania swoich potrzeb seksualnych.
Warkoczyk położył kruche ciało towarzyszki na masce samochodu, a sam zawisnął nad nią podtrzymując cały ciężar ciała na obu dłoniach, które oparł o maskę auta. Yasmine objęła długimi, zgrabnymi nogami biodra muzyka, a dłońmi objęła go za szyję tym samym zmniejszając odległość jaka dzieliła ich ciała. Zaczęli pozbawiać siebie nawzajem ubrań, a gdy obydwoje zostali nadzy przeszli do kulminacyjnego punktu, którym był nieprzyzwoity, dziki, ostry seks, za którym tak przepadał Tom. Gitarzysta poruszał się w ciele niebieskookiej mocno i szybko doprowadzając dziewczynę do niebywałej przyjemności i obłędu. Z jej ust wydobywały się gardłowe jęki, które działały na Kaulitza pobudzająco i zmysłowo niczym płachta na rozjuszonego byka. Uniósł głowę do góry przyspieszając tym samym dynamiczne, szybkie ruchy. Dominował. To on nadawał tempa ich stosunkowi. To on tu był Panem i Władcą. Syknął cichutko przymykając jednocześnie oczy gdy poczuł jak Yasmine wbija paznokcie w jego umięśnione plecy i przejeżdża dłońmi po kręgosłupie. Po chwili uśmiechnął się figlarnie spoglądając zamglonymi oczami na twarz Yasmine. Była taka piękna, niewinna, kobieca, seksowna. Była jego, a leżąc tuż pod jego nagim ciałem wyglądała naprawdę pociągająco. Tuż po chwili obydwoje zaczęli szczytować czerpiąc z tej chwili jak najwięcej przyjemności. Po zakończonym stosunku muzyk opadł bezwładnie obok ciała dziewczyny sapiąc głośno. O tak, to było jedno z tych lepszych doznań jakiekolwiek można przeżyć.

- Uwielbiam Cię. - odparł gardłowo nabierając jednocześnie w płuca dużą ilość zimnego, letniego powietrza. Oblizał szybko lubieżnie spierzchnięte usta językiem po czym odwrócił głowę w stronę leżącej tuż obok niebieskookiej. - Uwielbiam się z Tobą pieprzyć, Yas.

Obydwoje zaśmiali się. Jak na przyjaciół przystało – nie wstydzili się niczego. Słów, siebie, spojrzeń, ciszy. Obydwoje byli wręcz stworzeni dla siebie. Dla swoich potrzeb nie tylko seksualnych. Byli niczym Yin i Yang.

- Przywiozłeś mnie tu specjalnie żeby mnie przelecieć, Tom? - spytała śmiało jasnowłosa zerkając rozbawionym i jednocześnie ciekawym wzrokiem w stronę leżącego już, tuż obok mężczyzny. Muzyk niczym zamyślony wpatrywał się w dziewczęcą twarz jasnowłosej starając się orzechowymi, hipnotyzującymi oczami uchwycić każdy detal. - Nie wystarczy Ci sypialnia? - odparła żartobliwie chichocząc perliście pod nosem. Nie zmieszał się ani na chwilę. Wstyd nie był w jego naturze.
- Skarbie, sypialnia staje się już naszą rutyną. - zaśmiał się charakterystycznie, po czym na pełnych ustach starszego Kaulitza ozdobionych metalowym kolczykiem pojawił się lubieżny, cwany uśmieszek. - Trzeba wprowadzić do naszego życia trochę nieprzewidywalnych przygód, nie sądzisz?
- Nieprzewidywalnych? - powtórzyła podnosząc do góry lewą brew. - Wydaje mi się, że „to” było przewidziane co do joty. - uniosła się do góry jasne brwi po czym rozsiadła się wygodnie na masce sportowego Audi R8. Rozbieganym wzrokiem rozejrzała się dookoła szukając swoich ubrań, które poprzez ich nieustanny pospiech wylądować mogły dosłownie wszędzie. Prawą dłonią sięgnęła po koronkowy stanik w kolorze cielistym po czym założyła go na siebie mocując się nieco z jego zapięciem. Tom widząc nieudane próby zapięcia stanika zaśmiał się pod nosem po czym dźwignął się do przodu i usiadł tuż za towarzyszką. Bawiła go ta bezradność. To było takie dziecinne. Dzięki temu czasami mógł zapomnieć o obowiązkach i dorosłym życiu. Swoimi rozgrzanymi, męskimi dłońmi przejął zapięcie z delikatnych i kruchych dłoni Yasmine po czym wyręczył dziewczynę zapinając fikuśne zatrzaski cielistego biustonoszu, który jeszcze przed chwilą z takim zapałem i żarliwością z niej zdejmował. Po chwili nie bacząc na nic pochylił się nad odkrytym karkiem przyjaciółki i zaczął składać na nim delikatne choć bardzo przyjemne pocałunki, a w przerwach pomiędzy nimi mruczał pod nosem sprośne słówka.
- Toooom... - jęknęła, na co muzyk odpowiedział triumfalnym uśmiechem, a jasne światełka w jego oczach zaiskrzyły się mocniej. Powoli miękła. Jak zawsze dopiął swego. - ...Ty nigdy nie masz dosyć, co?
- Przy Tobie nigdy. - odparł bezpośrednio schodząc z pocałunkami na szyję, która również była odsłonięta gdyż niebieskooka Yasmine wcześniej spięła włosy w niedbałego koka często zwanego bałaganem na głowie.
Odchyliła głowę do tyłu pozostawiając tym samym gitarzyście większe pole do popisu. Przymknęła powieki oddając się jego rozkosznym pieszczotom. O tak, w tej chwili jasnowłosa znajdowała się w siódmym niebie. Tom Kaulitz doskonale wiedział co robił i nie zamierzał kończyć z obdarowywaniem jej delikatnej, jedwabistej skóry drobnymi pocałunkami. Za każdym razem wyczuwał delikatną, pobudzającą zmysły woń. Tak pachniała jej skóra odkąd pamiętał, a włosy owocami.





*




Złoty rolex na nadgarstku dwudziestodwuletniego gitarzysty Tokio Hotel wskazywał godzinę 05:41. Obydwoje siedzieli we wnętrzu samochodu mknąc przez jeszcze puste ulice Los Angeles. On, skupiony na drodze prawą dłonią opierał się o wgłębienie drzwiczek prowadząc sportowe cacko jedynie lewą ręką, a raczej dwoma palcami; kciukiem i palcem wskazującym. Radio grało cichutko wolną piosenkę nieznanego im zespołu. Ona, siedziała wygodnie w czarnym, skórzanym fotelu z na wpół przymkniętymi powiekami patrząc się przed siebie. Obydwoje musieli przyznać, że ta noc była pełna wrażeń i emocji.

- Do mnie czy do Ciebie? - spytał nieoczekiwanie muzyk po czym swoje orzechowo-czekoladowe oczy wbił w sylwetkę siedzącej tuż obok blondynki.
Dziewczyna słysząc kojący, zachrypnięty głos towarzysza odwróciła spokojnie głowę w jego stronę.
- Gdzie wolisz. - odpowiedziała uprzejmie po czym podniosła lewą dłoń z kolana i położyła ją delikatnie na prawej dłoni Toma, którą w obecnej chwili zmieniał biegi. Przejechała leciutko palcami po jego skórze dłoni po czym z powrotem odwróciła zmęczony wzrok przed siebie.

Takim sposobem sportowe Audi zatrzymało się przed posesją Toma Kaulitz. Nie spiesząc się ani trochę opuścili wnętrze samochodu po czym obydwoje skierowali się w stronę głównych drzwi wejściowych ogromnego domu.  

2 komentarze:

  1. Wreszcie przeniosłaś się na blogspota :) Nie będę wkurzała się, że komentarza brak. Cieszę się bardzo :)

    OdpowiedzUsuń