Ten widok zwalał z nóg.
Chociaż nie, to mało powiedziane. Widok kalifornijskiego miasta
nocą z takiej wysokości był obłędny, wręcz nie do opisania.
Tak, to było niczym magia. Czyste granatowe, niemalże wpadające w
czerń niebo zwisało nad tysiącami, a nawet milionem malutkich
żółtych światełek, które oświetlały amerykańską metropolię.
Drapacze chmur nawet stąd wydawały się wysokimi olbrzymami,
których końce zdawały się ukrywać ponad tym wszystkim. Los
Angeles w tej chwili wydało jej się słusznie nazwane Miastem
Aniołów. Bowiem teraz czuła się jak w niebie. Jasnowłosa
zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Kto by pomyślał... Po raz
pierwszy w życiu poczuła jak zaparło jej dech w piersiach, a oczy
nie mogły się nadziwić temu wszystkiemu. Jedno musiała przyznać.
Zaskoczył ją. Zupełnie nie spodziewała się takiego posunięcia
ze strony dwudziestodwuletniego gitarzysty. Co jak co, ale On nie był
typem mężczyzny, który lubił się wysilać i sprawiać kobietom
tego typu „przyjemności”. W tych sprawach był prostolinijny,
wręcz banalny. Czasem nawet aż za. A przy tym wszystkim leniwy.
Ot, Tom Kaulitz. Mężczyzna, który w tej chwili przeszedł
najśmielsze oczekiwania Yasmine Vogel. Czyżby koniec świata był
bliski?
Od dobrych dziesięciu
minut patrzyła rozmarzonym wzrokiem przed siebie starając się cały
obraz uchwycić lazurowymi, dużymi oczami, które okalała firana
gęstych, długich, hebanowych rzęs. Przez chwilę zapomniała, że
muzyk stał tuż obok niej od czasu do czasu spoglądając na jej
rozanieloną, uśmiechniętą, dziewczęcą twarz. Wiedział.
Doskonale wiedział, że niespodzianka udała się i spełniła swój
cel. Lubił ją zaskakiwać. Lubił jej uśmiech. Lubił ją.
- Tu jest... - zaczęła
cichutko niebieskooka bojąc się, że gdy tylko przymknie oczy lub
powie coś o ton za głośno cały ten krajobraz pryśnie niczym
bańka mydlana. - ...nieziemsko, Tom. - odwróciła głowę w stronę
gitarzysty uśmiechając się serdecznie w jego kierunku. Mężczyzna
w odpowiedzi odwzajemnił uśmiech jasnowłosej po czym włożył
obie dłonie do przednich kieszeni jeansowych spodni. Tuż po chwili
jego wzrok zagubił się w milionach jasnożółtych światełek, a
na jego usta wkradł się triumfalny uśmieszek. Tak bardzo
charakterystyczny dla jego medialnej osoby.
Przez dłuższą chwilę
zatrzymała swój wzrok na sylwetce towarzysza. Był... Zwyczajny?
Nie. To słowo kompletnie do niego nie pasowało. Był jedyny w swoim
rodzaju i udowadniał to na każdym kroku. A w tej chwili stojąc tuż
obok niej ramię w ramię i spoglądając dokładnie tak jak ona
przed paroma chwilami przed siebie była niemal pewna, że ten widok
zachwycił go tak samo jak i ją. Tu nie było żadnej innej
możliwości. To było L.A. Miasto cudów.
- Niedawno trafiłem tu
po raz pierwszy. - odparł zamyślony gitarzysta uśmiechając się
zabawnie pod nosem równocześnie spuszczając charakterystycznie
głowę na dół. - Później pomyślałem, że pokażę to miejsce
osobom mi bliskim. Osobom, którym ufam i są częścią mojego
życia. - dodał bezpośrednio, a tuż po chwili kopnął z impetem
niewielki kamyk, który od kilku sekund zaczął mu przeszkadzać tuż
pod nogami.
Dziewczyna słuchała
uważnie słów mężczyzny. Nie chciała mu przerywać, ani się
wtrącać gdyż to było by niestosownym nietaktem. Została dobrze
wychowana choć często sposób w jaki się zachowywała przeczył
temu wszystkiemu.
Po chwili
dwudziestodwuletni muzyk podszedł pewnym i zdecydowanym krokiem w
stronę jasnowłosej dziewczyny i wpił się brutalnie w jej pełne,
malinowe, kształtne usta, które w tej chwili wydały mu się
jeszcze słodsze niż kiedykolwiek. A kosztował ich przecież wiele
razy. Całował z niebywałą pasją, tak jak nigdy. Poprzez
pocałunek chciał przelać wszystkie niewypowiedziane uczucia, które
od zawsze się w nim gnieździły gdzieś w środku. Przejechał
wilgotnym czubkiem języka po rozpalonych i miękkich wargach
dziewczyny zwalniając jednocześnie rozkoszną pieszczotę. Bawił
się, drażnił doprowadzając tym dziewczynę do szału, gdyż ta
nie myślała o niczym innym jak o ponownym złączeniu ich ust w
namiętnym, dzikim pocałunku spragnionych kochanków. Po kilku
sekundach odsapnięcia przygryzł zębami delikatnie dolną, wydatną
wargę Yasmine, by tuż po chwili ponownie wpił się brutalnie i z
niebywałym impetem w jej usta skradając tym samym pożądliwego,
żarliwego całusa, o którego wręcz bezgłośnie błagała
niebieskooka. Ich języki pieściły siebie nawzajem biorąc
garściami coraz więcej przyjemności i doznań. Starszy Kaulitz
przejął kontrolę nad całą sytuacją i zaczął iść pewnie do
przodu tym samym cofając dziewczynę do tyłu. Jego celem była
maska ukochanego auta. Cofając się nawet na ułamek sekundy nie
przerwali żarliwych, gorących pieszczot, którymi były pasjonujące
i niesamowicie podniecające pocałunki mężczyzny na ustach,
policzkach, brodzie, a także i szyi niebieskookiej. Przejął
kontrolę nad jej ciałem. Jasnowłosa była niczym marionetka w
dłoniach gitarzysty niemieckiego zespołu. Oddawała mu się coraz
bardziej z każdym jednym pocałunkiem, który zostawiał
niewidzialny ślad na aksamitnej skórze dziewczyny. Jego dotyk
niemalże parzył delikatną skórę niebieskookiej. Cholernie ją
podniecał każdym jednym gestem, dotykiem, pocałunkiem, oddechem,
który przeszywał ją na wskroś, a także tą minimalną
odległością, która dzieliła ich ciała od ostatecznego
połączenia i ogromnej rozkoszy, która wkrótce miała nastąpić.
Obydwoje pragnęli coraz więcej i więcej. Doskonale wiedzieli, że
nie poprzestaną na pocałunkach i drobnych pieszczotach. To już nie
wystarczało... Przeszli na wyższy poziom zaspakajania swoich
potrzeb seksualnych.
Warkoczyk położył
kruche ciało towarzyszki na masce samochodu, a sam zawisnął nad
nią podtrzymując cały ciężar ciała na obu dłoniach, które
oparł o maskę auta. Yasmine objęła długimi, zgrabnymi nogami
biodra muzyka, a dłońmi objęła go za szyję tym samym
zmniejszając odległość jaka dzieliła ich ciała. Zaczęli
pozbawiać siebie nawzajem ubrań, a gdy obydwoje zostali nadzy
przeszli do kulminacyjnego punktu, którym był nieprzyzwoity, dziki,
ostry seks, za którym tak przepadał Tom. Gitarzysta poruszał się
w ciele niebieskookiej mocno i szybko doprowadzając dziewczynę do
niebywałej przyjemności i obłędu. Z jej ust wydobywały się
gardłowe jęki, które działały na Kaulitza pobudzająco i
zmysłowo niczym płachta na rozjuszonego byka. Uniósł głowę do
góry przyspieszając tym samym dynamiczne, szybkie ruchy. Dominował.
To on nadawał tempa ich stosunkowi. To on tu był Panem i Władcą.
Syknął cichutko przymykając jednocześnie oczy gdy poczuł jak
Yasmine wbija paznokcie w jego umięśnione plecy i przejeżdża
dłońmi po kręgosłupie. Po chwili uśmiechnął się figlarnie
spoglądając zamglonymi oczami na twarz Yasmine. Była taka piękna,
niewinna, kobieca, seksowna. Była jego, a leżąc tuż pod jego
nagim ciałem wyglądała naprawdę pociągająco. Tuż po chwili
obydwoje zaczęli szczytować czerpiąc z tej chwili jak najwięcej
przyjemności. Po zakończonym stosunku muzyk opadł bezwładnie obok
ciała dziewczyny sapiąc głośno. O tak, to było jedno z tych
lepszych doznań jakiekolwiek można przeżyć.
- Uwielbiam Cię. -
odparł gardłowo nabierając jednocześnie w płuca dużą ilość
zimnego, letniego powietrza. Oblizał szybko lubieżnie spierzchnięte
usta językiem po czym odwrócił głowę w stronę leżącej tuż
obok niebieskookiej. - Uwielbiam się z Tobą pieprzyć, Yas.
Obydwoje zaśmiali się.
Jak na przyjaciół przystało – nie wstydzili się niczego. Słów,
siebie, spojrzeń, ciszy. Obydwoje byli wręcz stworzeni dla siebie.
Dla swoich potrzeb nie tylko seksualnych. Byli niczym Yin i Yang.
- Przywiozłeś mnie tu
specjalnie żeby mnie przelecieć, Tom? - spytała śmiało
jasnowłosa zerkając rozbawionym i jednocześnie ciekawym wzrokiem w
stronę leżącego już, tuż obok mężczyzny. Muzyk niczym
zamyślony wpatrywał się w dziewczęcą twarz jasnowłosej starając
się orzechowymi, hipnotyzującymi oczami uchwycić każdy detal. -
Nie wystarczy Ci sypialnia? - odparła żartobliwie chichocząc
perliście pod nosem. Nie zmieszał się ani na chwilę. Wstyd nie
był w jego naturze.
- Skarbie, sypialnia
staje się już naszą rutyną. - zaśmiał się charakterystycznie,
po czym na pełnych ustach starszego Kaulitza ozdobionych metalowym
kolczykiem pojawił się lubieżny, cwany uśmieszek. - Trzeba
wprowadzić do naszego życia trochę nieprzewidywalnych przygód,
nie sądzisz?
- Nieprzewidywalnych? -
powtórzyła podnosząc do góry lewą brew. - Wydaje mi się, że
„to” było przewidziane co do joty. - uniosła się do góry
jasne brwi po czym rozsiadła się wygodnie na masce sportowego Audi
R8. Rozbieganym wzrokiem rozejrzała się dookoła szukając swoich
ubrań, które poprzez ich nieustanny pospiech wylądować mogły
dosłownie wszędzie. Prawą dłonią sięgnęła po koronkowy
stanik w kolorze cielistym po czym założyła go na siebie mocując
się nieco z jego zapięciem. Tom widząc nieudane próby zapięcia
stanika zaśmiał się pod nosem po czym dźwignął się do przodu i
usiadł tuż za towarzyszką. Bawiła go ta bezradność. To było
takie dziecinne. Dzięki temu czasami mógł zapomnieć o obowiązkach
i dorosłym życiu. Swoimi rozgrzanymi, męskimi dłońmi przejął
zapięcie z delikatnych i kruchych dłoni Yasmine po czym wyręczył
dziewczynę zapinając fikuśne zatrzaski cielistego biustonoszu,
który jeszcze przed chwilą z takim zapałem i żarliwością z niej
zdejmował. Po chwili nie bacząc na nic pochylił się nad odkrytym
karkiem przyjaciółki i zaczął składać na nim delikatne choć
bardzo przyjemne pocałunki, a w przerwach pomiędzy nimi mruczał
pod nosem sprośne słówka.
- Toooom... - jęknęła,
na co muzyk odpowiedział triumfalnym uśmiechem, a jasne światełka
w jego oczach zaiskrzyły się mocniej. Powoli miękła. Jak zawsze
dopiął swego. - ...Ty nigdy nie masz dosyć, co?
- Przy Tobie nigdy. -
odparł bezpośrednio schodząc z pocałunkami na szyję, która
również była odsłonięta gdyż niebieskooka Yasmine wcześniej
spięła włosy w niedbałego koka często zwanego bałaganem na
głowie.
Odchyliła głowę do
tyłu pozostawiając tym samym gitarzyście większe pole do popisu.
Przymknęła powieki oddając się jego rozkosznym pieszczotom. O
tak, w tej chwili jasnowłosa znajdowała się w siódmym niebie.
Tom Kaulitz doskonale wiedział co robił i nie zamierzał kończyć
z obdarowywaniem jej delikatnej, jedwabistej skóry drobnymi
pocałunkami. Za każdym razem wyczuwał delikatną, pobudzającą
zmysły woń. Tak pachniała jej skóra odkąd pamiętał, a włosy
owocami.
*
Złoty
rolex na nadgarstku dwudziestodwuletniego gitarzysty Tokio Hotel
wskazywał godzinę 05:41. Obydwoje siedzieli we wnętrzu samochodu
mknąc przez jeszcze puste ulice Los Angeles. On, skupiony na drodze
prawą dłonią opierał się o wgłębienie drzwiczek prowadząc
sportowe cacko jedynie lewą ręką, a raczej dwoma palcami; kciukiem
i palcem wskazującym. Radio grało cichutko wolną piosenkę
nieznanego im zespołu. Ona, siedziała wygodnie w czarnym, skórzanym
fotelu z na wpół przymkniętymi powiekami patrząc się przed
siebie. Obydwoje musieli przyznać, że ta noc była pełna wrażeń
i emocji.
- Do
mnie czy do Ciebie? - spytał nieoczekiwanie muzyk po czym swoje
orzechowo-czekoladowe oczy wbił w sylwetkę siedzącej tuż obok
blondynki.
Dziewczyna
słysząc kojący, zachrypnięty głos towarzysza odwróciła
spokojnie głowę w jego stronę.
-
Gdzie wolisz. - odpowiedziała uprzejmie po czym podniosła lewą
dłoń z kolana i położyła ją delikatnie na prawej dłoni Toma,
którą w obecnej chwili zmieniał biegi. Przejechała leciutko
palcami po jego skórze dłoni po czym z powrotem odwróciła
zmęczony wzrok przed siebie.
Takim
sposobem sportowe Audi zatrzymało się przed posesją Toma Kaulitz.
Nie spiesząc się ani trochę opuścili wnętrze samochodu po czym
obydwoje skierowali się w stronę głównych drzwi wejściowych
ogromnego domu.
Wreszcie przeniosłaś się na blogspota :) Nie będę wkurzała się, że komentarza brak. Cieszę się bardzo :)
OdpowiedzUsuńTak, w końcu! ;-)
OdpowiedzUsuń